[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzruszona tymwidokiem szepnęła  do widzenia , odłożyła słuchawkę, spakowała się w tekturowąwalizkę, umieściła biały kamyk bezpiecznie w kieszeni i udała się do domu mojegoojca.3Matka nigdy dotąd nie widziała domu mojego ojca, gdyż ojciec się go wstydził.My, dzieci, wychowaliśmy się w tym domu.Był to  nawet jak na skromnewymagania matki  istny obraz nędzy i rozpaczy.Matka mówiła nam, że gdy gopierwszy raz ujrzała, stanęła jak wryta i długo wpatrywała się w żółto-czerwonąfasadę, obite papą ściany boczne i długi, blaszany komin.Może, kto wie, rozważała,czy nie zawrócić, nie pomaszerować aż do Tabusintac i nigdy więcej nie oglądać ojca.Po drugiej stronie potoku Arron, za ciemnym szpalerem świerków, stała w tym dniu, jak zresztą zwykle stała, rezydencja Pitów.Dom Pitów i dom mojego ojca były tujedynymi w okolicy.Matka weszła w końcu do środka, bo drzwi stały otworem.Stół był żelazny, taksamo jak dwa kuchenne krzesła.W kącie, przy piecu opalanym drewnem, stałaprycza, a po całej podłodze walały się książki, wszelkich rozmiarów, na wszelkietematy, historia, filozofia, geografia, powieści.Książki zbierane, odkąd ojciec miałpiętnaście lat i dostał pierwszą wypłatę za pracę w składzie drewna w lesie.Niektóre,wertowane dawno temu, teraz tylko zbierały kurz.Hemingway, Voltaire, Conrad,George Eliot i stu innych autorów znalazło się na wyciągnięcie ręki mojej matki.Zrobiło się zimno, wiał wschodni wiatr.Piec wygasł, matka widziała własnyskroplony oddech.Na tylnej ścianie odłaziła tapeta, z boku widniała wielka mokraplama, okno kuchenne zablokowało się na amen, a za nim, w koronach drzew,skowyczał wiatr.W oddali widać było dach domu Rudy ego Bellangera, zięcia LeoMcVicera.Rudy ożenił się rok wcześniej z Gladys McVicer, córką Leo, rozpieszczonąekscentryczką; na wesele zaproszono pięciuset gości, w tym premiera i senatora zMaine.Matka postawiła walizkę na ziemi i wzięła się do szorowania.Gdy ojciec wrócił póznym wieczorem, w domu było prawie czysto. Dlaczego to zrobiłaś, Elly?  zdziwił się. Dlaczego nie jesteś na stancji? I tak by mnie niedługo wyrzucili  odparła. Nie chciałam przyjąć pracy wFredericton.Popatrzyła na niego i uderzyło ją, że Sydney wygląda tutaj tak obco, prosto zlasu, z piłą na ramieniu, w koszuli przemoczonej na plecach od deszczu i potu,obsypany wiórami, z oczami płonącymi od wysiłku, od patrzenia w dzikie ostępy, odciągłego poczucia zagrożenia. Ach tak  powiedział. No to pewnie jesteś skazana na mnie. Dużo masz książek  zauważyła matka, rozglądając się po bezlitośnie ponurym wnętrzu; bezlitośnie ponurym jak zimno, które wdziera się na ostatnią wysepkę wśrodku bagna. Wydaję na nie wszystkie pieniądze  odparł niemal tonem skruchy, bo bardzonie chciał, żeby akurat moja matka uznała to za jakąś fanaberię. Do czternastegoroku życia nie widziałem książki na oczy, sam się nauczyłem czytać, nikt mi niepokazywał.ale, jak widzisz, nadrobiłem stracony czas. Przerwał i spojrzał w jejstroskaną, zmęczoną twarz. A wiesz, czego się dowiedziałem z książek?uśmiechnął się. Nie wiem.Usiadł koło niej.Na dworze pociemniało, padał rzęsisty, monotonny deszcz,przez dach sączył się do środka zapach północnej jesieni, cicha woń jesiennegogłodu.Z dolnej, poczerniałej gałęzi świerka poderwała się sójka szara, przemknęłaprzez kurtynę deszczu i wskoczyła na noc do starej blaszanej beczki. Powiem to głośno tylko raz, i wcale nie po to, żeby umniejszyć wszystkie innepożytki z książek.Otóż dowiedziałem się, jeszcze zanim umarł mój ojciec, że niktnie może wyrządzić człowiekowi krzywdy tak, żeby nie wyrządzić jednocześniekrzywdy sobie samemu.Miotany wiatrem deszcz, jakby się z niego naśmiewał, zabębnił gwałtownie ookap baraku. Kto szydzi z ciebie, szydzi tylko z siebie samego, to już wiedziałem, zanimprzeczytałem pierwsze słowo  bo czytając, człowiek przypomina sobie jedynie teprawdy, które dane mu są od urodzenia; każdy człowiek, i mężczyzna, i kobieta.Mójojciec nigdy nie czytał żadnej książki, a wstydził się, ile razy uderzył moją matkęalbo mnie.W młodości sporo piłem, naprawdę sporo.Jak się upiłem, wygadywałem irobiłem głupstwa.Raz po pijaku zepchnąłem kolegę z dachu  tak, tak, już wtedypiłem.Teraz już nie mam zamiaru nigdy pić, ale mówię ci to, żebyś wiedziała, że w kwestii picia muszę być bardzo czujny.Zresztą, wyczuliło mnie to na wiele innychrzeczy.Matka patrzyła na niego, oniemiała.Uśmiechnął się i nabrał do czajnika wody naherbatę, człapiąc donośnie w wielkich, niezasznurowanych górniczych butach. Oddali cię na stancję  ciągnął. No i w ten sposób sami siebie poniżyli.Zakonnice, jak byłaś mała, pastwiły się nad tobą, szorowałaś u nich podłogi,obierałaś kartofle, latałaś co rano na mszę.Ja znam zakonnice.A teraz krzywdzi ciętwoja przyjaciółka Diedre, chociaż tak chętnie opowiada o społeczeństwieprzyszłości, w którym nikt nie będzie krzywdził nikogo.Słyszałem ją.W ubiegłymroku poszedłem posłuchać jej wykładu.To są wszystko porządni ludzie.Tylko żeoni ani jednej nocy nie przeżyli tak jak ty czy ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •