[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, może ja go polubiłam, ale czuję, żechoć potępia to, co zrobiłam, nie potępia mnie.Kiedy wszedł dosalonu, spojrzał na mnie ze zdziwieniem.Nie potrafiłam rozszyfrowaćjego spojrzenia.Wyglądał tak, jakby miał ochotę podejść i sprawdzić, czy to rze-czywiście ja.Moja obecność jakby go uspokoiła, ale jednocześnieobecność tylu ludzi wprawiła go w zakłopotanie.Sprawiał wrażenie,jakby chciał uciec i tylko siłą się pohamowywał.Niezręcznie prze-prosił za przerwanie tego, jak to oryginalnie określił, towarzyskiego zgromadzenia, ale byłby niezmiernie wdzięczny, gdyby mógł zamie-nić ze mną kilka słów na osobności.Miałam nieodparte wrażenie, żechodziło mu o wykluczenie Christophera.Christopher także to zrozumiał.Tylko z przyzwoitości zaprote-stował, kiedy Sarah i Eric zaproponowali taktownie, że już pójdą.Eric, powstrzymując ciekawość, powiedział ciepło, że bardzo dobrzesię bawił.Sarah musnęła mnie swym zimnym policzkiem i powie-działa to samo.Wszyscy zgodziliśmy się, że musimy wkrótce sięspotkać.Kiedy wróciliśmy do salonu, pułkownik wciąż stał nieruchomoprzy kominku.Odmówił, kiedy Christopher zaproponował mu kieli-szek brandy.Nawet nie chciał usiąść. Po prostu musiałem przyjść, żeby przekonać się, że paniBarclay nic się nie stało. A co się miało stać?  Głos Christophera był pełen zdziwienia. Dlaczego sądzi pan, że coś mogło się jej przytrafić?Pułkownik Claythorpe wyjaśnił, że jego dom kilkakrotnie odwie-dzała policja. Włamano się do nas do domu, jak pan zapewne wie.Zbieraliodciski palców, wypytywali o szczegóły, i tak dalej.Tego wieczorazadzwonił do mnie sierżant Lamont.W jednym ze sklepów z anty-kami odnaleziono wazę z sewrskiej porcelany.Była podobna do tej,którą ukradziono z mojego domu.Porównywaliśmy fotografie.Niebyły identyczne.I wtedy. przerwał na chwilę i spojrzał na mnie. Iwtedy zapytał mnie o panią, pani Barclay.Czy widziałem, jak od-jeżdżała pani dziś po południu na motocyklu kawasaki?Christopher na chwilę wstrzymał oddech, a potem roześmiał się zniedowierzaniem.Sięgnęłam po swoje brandy.Wypiłam i ponownienapełniłam szklankę.Chciałam, żeby moja ręka przestała się taktrząść.Serce przeszyła nagła obawa o Olivera.Pułkownik spojrzał na Christophera, a potem ponownie na mnie.Zauważył moje zdenerwowanie i czuł się bardziej zakłopotany. Przycinałem w tym czasie róże i akurat panią widziałem.Chciałwiedzieć, o której godzinie to było, ale nie potrafiłem mu tego po- wiedzieć.Koło czwartej, pomyślałem sobie.Tuż przed popołudniowąherbatą.Christopher już się nie uśmiechał. Nic z tego nie rozumiem.Maeve nigdy w życiu nie jechała namotocyklu.Musiał się pan pomylić.Zmarszczył brwi, niecierpliwie oczekując z mojej strony wyja-śnień.A raczej zaprzeczenia.Zamieszałam brandy w szklance.Popatrzyłam na bursztynowypłyn.Nic nie powiedziałam. Wiem, że policja ma swoje obowiązki  kontynuował puł-kownik  i że jako sąsiedzi powinniśmy troszczyć się o siebie na-wzajem.Ale bez wciskania nosa w nie swoje sprawy.Nigdy bym tunie przyszedł, gdyby nie to, że martwiłem się o panią.Wydało mi siędziwne, że policja tak bardzo się tym interesuje.Nawet poczułem sięwtedy urażony.Chodzi mi o to, że ostatnio zwolniono panią z.cóż,myślę, że wie pani, co usiłuję powiedzieć.Już pani swoje odsłużyła.i pani.no, już po wszystkim.i zasługuje pani na to, żeby uszano-wano jej prywatność.Jąkał się i bezradnie gestykulował rękami. Sierżant chciał wiedzieć, czy widziałem, jak pani wracała.Kiedy powiedziałem, że nie, i spytałem, czy coś się stało, powiedział,że nie, o ile wie, to jeszcze nie.i więcej już nic nie chciał powiedzieć.Miałem dziwne uczucie, że może wciągnięto panią w jakąś pułapkęalbo zabrano panią gdzieś wbrew woli.Głupi pomysł, ale okoliczno-ści były takie niecodzienne.I zainteresowanie sierżanta bezsprzeczniewyrazne.i zasługujące na uwagę.Wzruszył ramionami, uśmiechnął się przepraszająco i skierowałdo drzwi. Tak mi się przynajmniej wydawało.Być może bezpodstawnie.Wiedziałem jednak, że nie zasnę tej nocy, dopóki nie upewnię się, żenic się pani nie stało.Czuję ogromną ulgę, że panią widzę, i bardzoprzepraszam, że zepsułem państwu kolację i że państwa niepokoiłem.Podziękowałam mu za troskę. To bardzo miło z pana strony.Jak pan widzi, wszystko jest w porządku.To zadziwiające, jak spokojnie potrafi brzmieć nasz głos, choćumieramy ze zdenerwowania.Kiedy Christopher poszedł odprowadzić pułkownika do drzwi,napełniłam szklankę prawie po sam brzeg.Nie dlatego, że zamierza-łam tyle wypić.Po prostu ręka, w której trzymałam butelkę, byłajakby sparaliżowana.Palce miałam jak z waty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •