[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystarczy przyjrzeć siębadanemu&W tym momencie podszedłem do Arli, która wciąż wpatrywała się we mnie martwymwzrokiem, nie poruszając nawet mięśniem.Przesunąłem palcem wzdłuż jej nosa, a następniepokazałem maleńkie zagłębienie tuż pod dolną wargą.- W rysach, które właśnie wskazałem - rzekłem - odnajdujemy kombinację wrodzonychznaków wskazujących na osobowość zdolną do lekkomyślnych czynów.Przeszedłem na jej drugą stronę i wskazałem łuk brwiowy.- Tu zaś widzimy kształt znany mnie i moim kolegom po fachu jako efekt Schefflera,nazwany tak, rzecz jasna, na cześć jednego z ojców fizjonomiki, Kursta Schefflera.Co ciekawe,efekt ten znamionuje zarówno skłonność do kradzieży, jak i pragnienie uczestniczenia wzdarzeniach nadprzyrodzonych.Badana ma także pieprzyk na lewym udzie, z którego wyrastajądługie włosy, co ostatecznie przesądza o jej winie.- Zrobiłem krok do tyłu i otrzepałem ręce,jakbym chciał strzepnąć z siebie dotyk zbrodni.Sądząc po liczbie rozdziawionych ust na sali, przekonałem publiczność.Skłoniłem się, awtedy sala wybuchła aplauzem.Dopiero wtedy ojciec Garland ocknął się i popełzł w stronęswojej ławki, z tłumu zaś zaczęły dobiegać pierwsze okrzyki:  Zmierć złodziejce , odbijające sięechem w wydrążonym sercu drewnianego Gronusa. 11.- I co teraz? - zapytał burmistrz.Staliśmy przed kościołem.Zapadał zmrok; na niebie zaczęły się pojawiać gwiazdy i księżyc.Znieg przestał padać.Nim ludzie rozeszli się do domów, niektórzy osobiście podziękowali mi zaschwytanie przestępczyni.Z ich słów uznania wywnioskowałem, że ten prosty lud z jakiegośpowodu zawsze odczuwał pewien strach przed Arlą.Ją tymczasem zamknięto w jedynej celi,jaka istniała w Anamasobii - małej, pozbawionej okien salce w ratuszu.- Cóż - powiedziałem - sprawiedliwości musi stać się zadość.- Proszę wybaczyć moją śmiałość, ekscelencjo: wykrył pan winowajczynię, ale nadal nieodzyskaliśmy białego owocu.Jak zdołamy go odnalezć, jeśli stracimy złodziejkę?- Proszę ją przesłuchać - odparłem.- Z pewnością znane są panu metody, które otwierająludziom usta.Proszę też przeszukać tę norę, w której mieszka.Jestem niemal przekonany, żenakarmiła częścią owocu swojego bękarta, by zniwelować jego oczywiste niedostatkifizjonomiczne.Pokiwał głową ze smutkiem, zaskakując mnie.- Jak to, burmistrzu? - zapytałem.- Nie bawi to pana?- Tortury nie są moją mocną stroną - przyznał.- Egzekucje zresztą też nie.Czy nie mainnego sposobu postępowania w tej sprawie? Może wystarczy, jeśli dziewczyna po prostu sięukorzy? - No, no, panie Bataldo - skarciłem go - Mistrz nie patrzyłby na taką pobłażliwośćprzychylnym okiem.Przybierając tego rodzaju postawę, może pan zagrozić istnieniu całegomiasteczka.- Rozumiem - odparł.- Chodzi o to, że znam tę dziewczynę od maleńkości.Znałem jejdziadka i rodziców.Widziałem, jak dorasta.Była taką słodką, ciekawską istotką& - Spojrzał miw oczy i zauważyłem, że jest bliski łez.Choć odwzajemniłem jego spojrzenie bez komentarza, wypowiedziane przezeń słowaskierowały moje myśli ku tym cechom Arli, które sprawiały, że przez kilka ostatnich dni wciąż oniej myślałem.Byłem teraz pewien, że to jednak nie Podróżnik, lecz specyficzny urok iinteligencja dziewczyny pozbawiły mnie jasności widzenia.Nie otrzymawszy odpowiedzi, burmistrz odwrócił się i począł oddalać.Na ten widokdoznałem jakiegoś niezgłębionego uczucia, przypominającego trochę smutek.Nie byłem pewien,czy wynika ono z faktu, że nie mogę znieść myśli o egzekucji Arli, czy też stąd, że choćzdemaskowałem złodziejkę, niewiele się dowiedziałem.- Chwileczkę - rzuciłem za burmistrzem.Zatrzymał się, lecz stał odwrócony do mnieplecami.- Jest jedna rzecz, której mógłbym spróbować.Odwrócił się i powolnym krokiem podszedłdo mnie.- To eksperymentalna procedura i nie jestem pewien, czy zadziała - kontynuowałem.- Kilkalat temu napisałem pracę na ten temat, lecz nie została dobrze przyjęta i po kilku tygodniachgorączkowej debaty projekt został zarzucony.- Cóż to takiego? - zapytał, gdy przeszukiwałem umysł w poszukiwaniu szczegółów metody.Kiedy ją wymyśliłem, zdawała się śmiała, może nawet lekkomyślna, ale w świetle swoich świeżoodzyskanych umiejętności i wielkiej wewnętrznej siły, która z nimi przyszła, zacząłem myśleć,że bieżąca sprawa może być idealną okazją do jej wypróbowania.- Proszę słuchać uważnie - rzekłem.- Jeśli rysy twarzy dziewczyny zdradzają najgłębszecechy jej charakteru, czyż nie brzmi logicznie, że gdybym zmodyfikował te rysy swoimskalpelem, tworząc strukturę odpowiadającą wyższemu moralnie stanowi wewnętrznemu,dziewczyna zostałaby uwolniona od wrodzonej zbrodniczej kondycji i sama wykazała gotowośćdo zdradzenia, gdzie ukryła owoc? Wtedy egzekucja nie byłaby już konieczna.Bataldo przewrócił oczami i cofnął się o krok. - Jeśli dobrze rozumiem - powiedział - twierdzi pan, że może poprawić jej charakter,poddając ją operacji chirurgicznej?- W każdym razie jest taka szansa.- Zatem proszę to zrobić - rzekł i obaj uśmiechnęliśmy się zgodnie, każdy z innego powodu.Umówiliśmy się, że burmistrz każe ją przyprowadzić do mego gabinetu następnego ranka,punktualnie o dziewiątej.Następnie Bataldo zapytał mnie, czy zjem z nim kolację w tawernie, jajednak odmówiłem, wiedząc, iż muszę poczynić wiele przygotowań, jeśli mam uratować Arlęprzed nią samą.Po raz pierwszy od swego przybycia do Anamasobii czułem się naprawdę swobodnie.Gdywracałem do hotelu, niektórzy mieszkańcy pozdrawiali mnie z czcią należną mojej pozycji.Nawet pani Mantakis, widząc, jak wkraczam do westybulu, zwróciła się do mnie z pewnąsłużalczością, której do tej pory ewidentnie jej brakowało.Poleciłem jej oddalić wszystkich gościi przynieść mi trochę błękitnego wina oraz lekką kolację.Powiedziała mi, że przygotowała na tenwieczór coś specjalnego - coś bez krematu! - a ja, ku swemu zdumieniu, autentycznie jejpodziękowałem.Zamruczała jak kotka w odpowiedzi na moją łaskawość.Gdyby nie fakt, że rozwikłałem już tajemnicę, ogarnąłby mnie niepokój w obliczu odkrycia,jak niewiele piękna pozostało w mojej walizce - zaledwie trzy lub cztery solidne dawki.Mając jednak pewność, że do następnego wieczoru ostatecznie zamknę sprawę, bezzastanowienia zażyłem pełną fiolkę.Potem rozebrałem się, włożyłem szlafrok i pantofle i zapaliłem papierosa.Odzyskawszyswoją dawną moc, z pomocą narkotyku zdołałem szczegółowo przywołać twarz Arli i prześledzićzmiany, jakich trzeba będzie dokonać, by uratować jej życie.Szybko sięgnąłem po pióro i papieri począłem kreślić swoją wizję nowej Arli.Musiały minąć godziny, odkąd pani Mantakis przyniosła mi kolację i wino, nim moja pracawreszcie dobiegła kresu.Miasteczko spowijała kompletna cisza, wśród której ja, mieszkaniecwielkiego miasta, nigdy nie czułem się swobodnie.Czyste piękno pobudzało mnie, od czasu doczasu przynosząc olśniewające miraże.Gdy pracowałem, ani jedna paranoidalna wizja nieprzedarła się do mego umysłu, ale nawiedzały mnie wyraziste wspomnienia idyllicznegodzieciństwa nad brzegami rzeki Chottle.W końcu usiadłem na łóżku, rozmyślając o sławie, jaką przyniosą mi wydarzenia następnegodnia, jeśli operacja się powiedzie.Wtedy odwiedził mnie profesor Flock. - To znowu pan - mruknąłem.- A któżby inny? - zapytał.Miał na sobie mundur nauczycielski, a w ręku trzymał laskę zrączką z kości słoniowej przedstawiającą małpią głowę, którą zwykle nosił przy oficjalnychokazjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •