[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślała o Olimpii i przyznała mu w duchu rację.-To takie idiotyczne - powiedziała - podtrzymywać nienawiść.przez tyle lat.- A zatem, pani zdaniem, wybaczenie jest najlepszym rozwiązaniem wielu ludzkichdramatów?- Oczywiście.- Ale to nie zawsze jest takie proste: zapomnieć i przebaczyć.- Słusznie.Jak brzmi to powiedzenie? O, już sobie przypomniałam:  Błądzić tosprawa ludzka, przebaczać to atrybut Boga".Mark podniósł gwałtownie głowę.Dlaczego tak dziwnie spoglądał na nią? - Czy pani tak właśnie postępuje w kłopotliwych sytuacjach? Każdemu, kto paniąoszuka, gotowa jest pani przebaczyć?Terri zastanawiała się przez sekundę, czy nie powiedziała czegoś głupiego.Przecieżwciąż rozmawiali o Olimpii.A może.Nagle poczuła zimno w całym ciele, a onwciąż patrzył na nią uparcie.- Wybacza pani, nawet gdy po drugiej stronie nie ma skruchy ani żalu za popełnionyczyn, nie ma chęci odpokutowania?U licha, przecież ona chciała odpokutować.Czyż nie zaczęła spłacać długu? Dajspokój, skarciła samą siebie.On nie powinien zorientować się, kim jesteś.- Niech pan nie będzie śmieszny! - powiedziała na głos, wciąż trzymając się tematu Olimpia".- Kto chciałby odpokutować przewinienia sprzed stu lat? Z drugiej stronychęć wybaczenia sprawiłaby, że w Olimpii nie byłoby takiego rozlewu krwi.Mężczyzna lekko się uśmiechnął i wykonał ruch głową, jakby pochwalał jej sposóbmyślenia.- Oczywiście ma pani rację.Być może zastosuję te argumenty w mojej analizie.- Nie mogę nawet marzyć o tym, aby cokolwiek doradzać Markowi Dentonowi -zastrzegła się dziewczyna, a jednocześnie z uczuciem ulgi głęboko odetchnęła.- Wydaje mi się, że rozwiązała pani mój problem, panno Thompson.Czy mógłbympanią namówić do dołączenia do mego zespołu?- A ma pan jakiś zespół? - zapytała zaskoczona.- Oczywiście, że mam.Czy wyobraża sobie pani.?- Ani przez chwiię nie myślałam o tym.Sądziłam, że.- przerwała, pohamowującchichot -.wyobrażałam sobie pana jako samotnika, skupiającego się nadnotatkami, bębniącego na maszynie do pisania.Albo skrywającego się za barykadą irobiącego notatki, podczas gdy kule gwiżdżą wokoło.Lub też siedzącego w suterenie,a jakiś ciemny typ szepcze panu do ucha polityczne sensacje.Czy też.- Dobrze, już dobrze.- Mężczyzna zahamował potok jej słów i wybuchnął śmiechem.- Jakiego rodzaju powieści czytywała pani ostatnio? Czy moja charyzma bardzozmaleje, gdy powiem, że pracuję w zwykłym biurze, że mam sekretarkę, facetów odwygrzebywania materiałów i innych pomagierów, i że wokoło jest mnóstwotelefonów, komputerów, faksów? Czy, powtórzę, stracę wtedy w pani oczach?- Kilka punktów - odparła, robiąc zabawny grymas.- I w takiej sytuacji nie będęmogła dla pana pracować.Nic w tym zabawnego.- Obawiałem się takiej odpowiedzi.Zatańczmy więc jeszcze, póki nikt nam nieprzeszkadza - powiedział Mark i z niepokojem popatrzył w kierunku jej stolika.- Nic nam stamtąd nie grozi.Jestem piątym kołem u wozu.Przyszłam z koleżanką,z którą razem mieszkamy, i z jej facetem.Ona chce wprowadzić trochę równowagido swego życia.To zabawna historia, dla mnie jednak nieważna.Jestem pewna, żeoni woleliby, abym się zgubiła.- Wobec tego proszę dołączyć do tej jednokołówki - powiedział Mark, pokazującpalcem na siebie i uśmiechając się szeroko.Terri nie mogła pojąć, że taki wspaniały mężczyzna, przystojny, bystry, na dodatekdoskonały tancerz, może być samotnikiem.Jak to się dzieje, że w sali, po brzegiwypełnionej pięknymi kobietami, ona była w stanie utrzymać go wyłącznie dla siebie przez całą godzinę? Poczuła dziwną radość.Znaczyło to bowiem, że polubił ją,odpowiadało mu jej towarzystwo.Wolał ją niż którąkolwiek z tych przepięknie ubra-nych ślicznotek.Terri czyniła więc wszystko, żeby utwierdzić go w tym przekonaniu.Kiedy więc zaproponował, żeby wyszli i odetchnęli świeżym powietrzem, pospieszyłaza nim jak w transie.Noc była ciepła.Bez odrobiny nawet wiatru.Złocisty księżyc wisiał nad zatoką.Terri, nie zdając sobie nawet sprawy, że wokoło spaceruje wiele innych par,przechyliła się przez balustradę, okalającą taras klubowy i spojrzała w dół naprzycumowane przed nimi rozmaite łodzie.- Pływanie na czymś takim musi być wspaniałe.Niezależnie, czy jest to pełnomorskijacht, czy mniejsza łódz żaglowa - powiedziała rozmarzonym głosem.- Zabiorę cię wobec tego na taki spacerek! - powiedział z ujmującym uśmiechem,przechodząc na  ty".- Kiedy będziesz miała czas?- Czy to znaczy, że masz własną łódz? - Ona też odrzuciła oficjalne  pan".Gdy skinął potakująco głową, uzmysłowiła sobie, że on zapewne musi być bardzobogaty.- Mam jacht, chociaż niezbyt duży.Przycumowany jest tam, naprzeciw, między tążaglówką i jachtem oświetlonym od wewnątrz.Czy chciałabyś popłynąć ze mną?- Och, oczywiście, marzyłam o tym - odpowiedziała bez chwili zastanowienia.- A zatem ustalmy datę.- Wydawał się bardzo zadowolony.-I przypieczętujemyumowę w ten sposób: - Mówiąc to, nachylił się i dotknął ustami jej warg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •