[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zewnętrzne drzwi korytarza były otwarte i Duncan widział przez niestół, na którym był jakiś papier i dwie świece w dużych osłonach.Ubrał się powoli, obserwując stół.Strój był prosty i solidny, chociaż nietandetny - najwyrazniej liberia sługi w jakimś dużym dworze.Gdy Duncanwzuł zapinane na sprzączki buty, skrzypnęły otwierane drzwi i ujrzał po-rucznika Woolforda cofającego się w kierunku stołu, za którym usiadł, gdywielebny Arnold wyszedł z cienia, zamknął zewnętrzne drzwi za Duncanemi usadowił się obok oficera.Stojący naprzeciw nich stołek czekał na Dunca-na.- To nie było ludzkie serce - oświadczył Duncan, siadając na stołku.46 Woolford zmarszczył brwi.- Kucharz w końcu doszedł do siebie i wyjaśnił, że należało do świni,którą zarżnął poprzedniego wieczoru - potwierdził zwięzle oficer, gładzącsię po kanciastej szczęce i spoglądając na Duncana.Szkarłatny uniform,który zwykle nosił, był dziwnie pozbawiony jakichkolwiek naszywek czyinsygniów.Duncan nigdy nie widział, żeby Woolford nosił na piersi małąmosiężną odznakę, tak cenioną przez innych oficerów.W istocie, pomimoarystokratycznych manier zdradzających pochodzenie, Woolforda otaczaładziwnie złowieszcza aura, jakiej Duncan nigdy wcześniej nie zauważył użadnego innego oficera.- Statek poradził sobie ze sztormem - podsunął Duncan.- Z tym sztormem, McCallum, ty musisz sobie poradzić - warknął Wo-olford.- Evering zginął, straciliśmy cenny czas, walcząc z burzą, ponieważnie podtrzymałeś załogi na duchu, mówiąc jej prawdę, a potem przeciąłeśreję w chwili, gdy była najbardziej potrzebna.Większość z nas uważała, żejesteśmy zgubieni.- Połowę sprzętów z kajuty kapitana wyrzucono za burtę, usiłującprzebłagać demony morza - zauważył nieco spokojniejszy głos.- Obie-caliśmy, że Kompania Ramseya poniesie koszty ich odkupienia i napraw - zwestchnieniem wyjaśnił Arnold.- Zapewniliśmy, że nie wyrządzisz więcejżadnych szkód.- Jestem równie bezsilny w ładowni więzniów jak tutaj - odparł cichoDuncan, spoglądając w kierunku korytarza z wilgotnymi celami.- Dowiodłeś, że jest inaczej - odpalił Woolford.- Gdybyś widział błyskw oku kapitana, kiedy pada twoje nazwisko, byłbyś wdzięczny, że zostałeśtam zamknięty.- Oficer obrzucił go zimnym spojrzeniem.- Przypomniałnam, że zgodnie z naszymi przepisami należy ci się czterdzieści batów zaucieczkę.Ostatnie słowa oficera uciszyły protest, który cisnął się Duncanowi nausta.Jeszcze niewygojone rany na plecach zapiekły go na wspomnieniebata.- Kapitan uważa cię za najniebezpieczniejszego z naszych przestępców- przerwał karcąco Arnold.- Jednak - dodał nieco łagodniejszym tonem -jesteśmy świadomi tego, że choć być może naraziłeś życie wszystkich napokładzie, to niewątpliwie jedno uratowałeś.Duncan spojrzał na leżące przed Arnoldem papiery.Duchowny przy-ciskał łokciem róg szerokiego, rozłożonego pergaminu zwijającego się na47 brzegach.Obok leżały gęsie pióra, cynowy kałamarz i jakiś czarny gałgan.Arnold nachylił się, pozwalając trwać ciszy, jakby zamierzał wygłosić ja-kieś ważne pouczenie z ambony.- Kompania poniosła okropną stratę - oznajmił.Duncan uświadomiłsobie, że wielebny nie ma na sobie swojej sztywnej czarnej kamizelki, leczbrązowy surdut i koszulę z koronkowymi mankietami - strój bogatego kup-ca.- Nasz Arystoteles został wezwany do większej świątyni.- Będzie nam brak profesora Everinga - zauważył Duncan, nie rozu-miejąc, czego Arnold od niego oczekuje.Ukradkiem obserwował drabinkę,wciąż czując mrowienie na plecach.Wkrótce przyjdzie tu dozorca i chłosta,jaką planowali mu wymierzyć, pozostawi blizny do końca życia - jeśli jąprzeżyje.Jeżeli sam kapitan chwyci za bat, Duncan nie ujdzie z życiem.- Jednak Opatrzność miała nas w opiece.Duncan uświadomił sobie, że Arnold patrzy na niego i do niego kierujete słowa.- Opatrzność?- Osobiście wybrałem wszystkich członków Kompanii - przypomniałmu Arnold.Duncan nie rozumiał, po co ten obcy w koloratce stoi przy sę-dziowskiej ławie, dopóki sędzia nie oznajmił, że zmienia wyrok więzieniana ciężkie roboty w koloniach, po czym odwrócił się i uścisnął dłoń Arnol-da.- Odebrałeś europejskie wykształcenie.Zanim się stoczyłeś, miałeśuprawiać szacowną profesję.- To przeszłość - niemal szeptem odparł Duncan, zerkając na Woolfor-da i wspominając słowa Frasiera, że nie tylko Arnold wybierał ludzi doKompanii.- Teraz jestem skazańcem.Arnold przysunął lampę do pergaminu, tak że oświetlała znajdujący sięna nim tekst.- Zasadniczą rolą Kompanii Ramseya - rzekł z powagą, wskazując nadokument - jest odmiana ludzkich losów.Duncan spojrzał na niego niepewnie, po czym zaczął czytać. Na statkuAnna Rose, płynącym z Glasgow - zaczynał się tekst.W pierwszej linijce,wykaligrafowane wielkimi literami, widniało jego nazwisko.Przeczytał całytekst, po czym stropiony podniósł głowę.Była to umowa zmieniająca wyroksiedmiu lat ciężkich robót na taki sam okres służby u lorda Ramseya.Poni-żej widniał podpis Arnolda jako pełnomocnika wielmoży.48 - Taka służba nie jest czymś niehonorowym.Wielu wolnych ludzi pod-pisało takie dokumenty w zamian za przewiezienie do Nowego Zwiata -zauważył Arnold.Duncan przypomniał sobie swój skok z relingu.Tak się czuł, kiedy za-mknęły się nad nim ciemne wody.- Ja już zasłużyłem sobie na przewiezienie - mruknął, nie odrywającoczu od stołu i widząc, jak Arnold zaciska pięść.Wciąż był stropiony, a nawet przestraszony, lecz te uczucia przyćmie-wała głęboka niechęć, jaką darzył tych dwóch mężczyzn.- Musimy znalezć kogoś, kto zastąpi Everinga jako guwerner dzieci je-go lordowskiej mości - ciągnął wielebny.- Król potrafi być litościwy.Zosta-łeś skazany za ukrywanie starego rabusia.Jednak w sprawozdaniu z proce-su napisano, że był to podstarzały krewny.Może po prostu spełniałeś swójobowiązek wobec starego członka rodziny, nie znając wszystkich okoliczno-ści - ostrożnie dodał Arnold, jakby mógł nie tylko zmienić wyrok Duncana,ale także samo sprawozdanie z jego procesu.- Podpisz, a porucznik po-świadczy.Duchowny podsunął Duncanowi czarny gałgan.Duncan zobaczył, że toczapka, jedno z tych czarno-szarych nakryć głowy noszonych przez uczo-nych mężów, które zapewne otrzymał Evering, kiedy formalnie zostałczłonkiem Kompanii.Nagle Duncan przypomniał sobie, że młody Frasier, który niedawnoukończył szkoły, czasem pełnił rolę sekretarza Arnolda.Frasier wiedział otym dokumencie, kiedy twierdził, że Duncan cieszy się łaskami, chociaż onsam nadal nie mógł do końca zgłębić znaczenia tych łask.- Proponujesz mi wolność?- Pewnego rodzaju, po zejściu ze statku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •