[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.v.D.].Ten jednak nie potrafi oprzeć się pokusie taniej sensacji i nie zdając sobie z tego sprawy, wchodzi na grząski teren fantasmagorii na temat piramid i zawartych w nich skarbów.Zaraz też oczywiście na scenie pojawia się pan von Däniken i z miejsca interpretuje ciemną smugę pyłu przy dolnej krawędzi kamiennej płytki jako sygnał, że za nią leży mumia faraona Cheopsa.Skoro zaś mamy nienaruszoną mumię egipskiego władcy, to w pobliżu muszą być też niezmierzone skarby, od czasów Herodota poruszające wyobraźnię potomnych.W ten sposób puszczono w ruch machinę trywialnej archeologii, a nawołujących do umiaru fachowców dyskredytuje się jako skostniałych konserwatystów nie umiejących wyzwolić się z pęt tradycyjnej akademickiej nauki." Z takiej właśnie materii utkane są egiptologiczne wyobrażenia i tak dyskredytuje się inaczej myślących.Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy interpretować czarnego pyłu jako sygnału, że za kamiennymi drzwiczkami "leży mumia faraona Cheopsa".Na taki pomysł wpadł David Keys, archeologiczny korespondent brytyjskiej gazety "The Independent" (144 ).Jeśli idzie o piramidę Cheopsa, to już choćby dlatego nie strzępiłbym sobie języka na temat jakichś grobów faraona i rzekomych złotych skarbów, że moim zdaniem piramida Cheopsa wcale nie jest Cheopsa, nie mówiąc już o tym, by zawierała jakiś grób.Cóż więc takiego może się ewentualnie znajdować za kamiennymi drzwiczkami przegradzającymi szyb Gantenbrinka? Przypuszczalnie to samo, co w innych, nie odkrytych jeszcze komorach: wszelkiego rodzaju pisma i dokumenty, o których pisali arabscy historycy z Xiv wieku.David Keys zwrócił uwagę na jeszcze jedną osobliwość: otóż różnica poziomów między komorą królowej a komorą królewską wynosi 21,5¬7¦m, a więc dokładnie tyle samo, co między komorą królewską a drzwiczkami na końcu szybu Gantenbrinka.Przypadek czy wyraźny sygnał mówiący o istnieniu kolejnej komory? Profesor Dietrich Wildung, który w artykule dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" kłamliwie przypisał mi coś, czego nigdy nie powiedziałem, jest zarazem prezydentem Międzynarodowego Stowarzyszenia Egiptologów.W wywiadzie dla pewnej rozgłośni radiowej wygłosił następujący pogląd: "Nie łudzimy się, że naszymi materiałami, naszymi produktami musimy zadowolić każdego [.] Zadowalająca wszystkich wizja pełnej archeologii dla każdego to bzdura, to po prostu coś źle pomyślanego" (145 ).Skoro sami szefowie gildii egiptologów tak właśnie myślą, to nic dziwnego, że za nic sobie mają opinię publiczną.I tak wiedzą, że w piramidzie Cheopsa nie ma prawa niczego być - więc po co jeszcze czytać i wysłuchiwać opinii jakichś tam niespecjalistów? W zasadzie, z jakiej racji finansuje się ze środków publicznych poczynania tych udzielnych książąt? Książęta również nigdy nie zdawali poddanym relacji z tego, co robią.Eksperci DAI zamierzają obecnie zbadać szyb północny odchodzący od komory królowej.O tym samym myślał także Rudolf Gantenbrink.Ja jednak chciałbym zapytać, czemu nikt nie pomyśli o tym, żeby najpierw dokończyć to, co już rozpoczęto? Istnieje wiele propozycji, w jaki sposób otworzyć, przewiercić czy nawet rozpuścić kwasem odkryte przez robota drzwiczki.Dlaczego nagle odrzuca się opinię, współpracę i fachową wiedzę Rudolfa Gantenbrinka? Jak to możliwe, by uczeni, którzy zazwyczaj są przecież całkiem rozsądni i nie pozbawieni poczucia humoru, zachowali się do tego stopnia dziwacznie i z taką niechęcią? Wydaje mi się, że chodzi tu o coś więcej niż o zwykłą zawiść.Przedstawiciele dumnej egiptologii czują się w głębi duszy urażeni, ponieważ oto komuś spoza kręgu archeologów udało się dokonać niespodziewanego odkrycia.Są wściekli, ponieważ Gantenbrink rozmawiał z prasą.Czy dorośli mogą zachowywać się jak krnąbrne dzieciuchy? A może tak naprawdę próbuje się po prostu zataić to, co mogłoby się ukazać za tymi drzwiczkami? Czyżby chodziło o to, by na razie uchronić dotychczasowy dogmat przed niedowiarkami i najpierw potajemnie posortować to, co przez tysiące lat leżało w ukryciu? Nic nie pomoże reagowanie złością na taki zarzut.Fakt pozostaje faktem - kompetentni naukowcy z Egiptu nie życzą sobie publicznych wystąpień, chyba że będą to ocenzurowane komentarze kogoś z ich własnego obozu.Żaden dziennikarz, żaden neutralny obserwator nie może być obecny przy dalszych badaniach szybu Gantenbrinka, przy przebijaniu czy przewiercaniu tajemniczych drzwiczek.Żadna kamera telewizyjna nie może wysyłać w świat obrazów ani pokazać ścian szybu ze wszystkimi szczegółami.Żadna grupa naukowców z innych dziedzin nie ma prawa sprawdzić wyników analiz metalu okuć.A cała ta dziecinna zabawa w tajemnice ma rzekomo służyć tylko temu, by egiptolodzy mogli spokojnie i nie nagabywani przez nikogo pracować.Jak najbardziej rozumiem takie pragnienie, lecz przecież tym razem nie chodzi o jakiś tam pozbawiony znaczenia grobowiec, lecz o Wielką Piramidę, która od tysięcy lat fascynuje ludzkość.Chodzi o najpotężniejszą budowlę na naszej planecie, o jeden z cudów świata, o monument, wokół którego przez tysiąclecia narosły niezliczone legendy i przekazy.Nawet bez zbiegowiska i ciżby dziennikarzy egiptologia zaprzepaszcza właśnie jedyną w swoim rodzaju szansę, by zademonstrować światowej opinii publicznej swoje precyzyjne i nieskazitelne pod względem naukowym podejście.Marnuje okazję, by raz na zawsze jasno i wyraźnie zademonstrować wszystkim fantastom i kombinatorom, wietrzącym wszędzie tajemnice i spiski, co jest faktem, a co nie.A może ktoś się obawia, że na końcu szybu Gantenbrinka mogłoby się jednak coś znajdować? Dawni archeologowie nie byli pod tym względem aż tak małostkowi.Kiedy otwierano grobowiec Tutenchamona czy królowej Sechemchet, jednak dopuszczono obecność dziennikarzy.Dziś istnieją globalne sieci informacyjne, więc przekazywane "na żywo" przez kamerę robota obrazy z Wielkiej Piramidy dotarłyby jednocześnie do wszystkich domów.Wcale nie potrzeba do tego hordy dziennikarzy w komorze królowej, specjaliści mogą spokojnie i rzetelnie wykonywać swoją pracę.Ale muszą to być obrazy przekazywane |na |żywo, dokładnie w momencie dokonywania odkrycia, a nie pokazane dopiero w parę dni, tygodni czy miesięcy później, przycięte i opatrzone gładkim komentarzem.Wyobraźmy sobie, że Amerykanie trzymaliby w tajemnicy wydarzenie takie, jak lądowanie na Księżycu i dopiero w parę tygodni później NASA udostępniłaby ocenzurowaną relację.Okrzyki oburzenia byłyby jak najbardziej uzasadnione.Co wy chcecie przed nami zataić? Dlaczego nie gracie od samego początku w otwarte karty? Dlaczego podatnicy mają finansować organizację, która traktuje ich jak smarkaczy? Egiptolodzy z DAI i Egipskiego Zarządu Starożytności unikają otwartości.Kto się boi otwartości i okrywa swoje działania płaszczykiem milczenia - ten ma coś do zatajenia.Jeśli zaś ktoś chce coś przemilczeć, to musi potem czymś zamydlić oczy.Dopóki "polityka informacyjna" egiptologów ograniczać się będzie do stwarzania atmosfery tajemnicy i rzucania od czasu do czasu ochłapów informacji, opinia publiczna nie ma najmniejszych powodów, by dawać wiarę ich oświadczeniom.Żeby wystąpiło nie wiadomo ilu szacownych uczonych obwieszczających z poważnymi minami, że za drzwiczkami zamykającymi szyb Gantenbrinka, tak jak się tego spodziewano, nic nie ma, to krytyczna opinia publiczna i tak w to nie uwierzy.Szansa została zaprzepaszczona.Już zresztą starożytny rzymski historyk Cornelius Tacitus (55-120 po Chr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl