[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szczęśliwa rodzinka - mruknął Meyer, zapalając papierosa.- Gdybym ja tak zrobił.Po chwili bogaty prawnik, bogaty dzieciak, cicha żona wyszli.Bez słowa.- Do zobaczenia, Oliverze! - zawołał Meyer.Lund oparła się o ścianę, skrzyżowała ramiona, zamknęła oczy.Przyglądał się jej, gdy je otworzyła.- Wiem, o czym myślisz, Lund.Niewykluczone, że byłem dla niego troszkę za ostry.Ale gdyby ten idiota tam nie wszedł.- Dobra.- Nie do końca.Wiedziałem, co robię.Panowałem nad sytuacją.Cały czas.Szczerze.- Meyer.- Podeszła do niego i spojrzała mu w szeroko otwarte, uważne oczy.-Powiedziałam, że dobra.Sprawdz jeszcze raz na dole.Skontaktuj się z technikami.JeśliOliver prowadził ten samochód, oni powinni o tym wiedzieć.Niech ustalą czas przejazdu stąddo lasu.Wyciągnęła z torby kluczyki do auta.- Coś jeszcze? - Wymyśl coś.- A ty, Lund?- Ja?- Idziesz do kina czy co?Kiwnęła głową, uśmiechając się, gdy już nie mógł zobaczyć jej twarzy.Kwiaty stały na kredensie, na małym stalowym parapecie nad kominkiem.Kwiatyprzy zlewie zawinięte w papier, bukiety na podłodze.Niebieskie irysy.Róże.Pernille myła naczynia, patrząc gdzieś za okno.Kobieta z laboratorium kryminalistycznego siedziała z chłopcami przy stole, któryzrobiły Pernille z Nanną, uśmiechając się do nich.W ręku trzymała patyczki z bawełnianąkońcówką.Wyglądała najwyżej na dwadzieścia parę lat.W każdym razie na niewiele starszą odNanny w chwili, gdy ta wychodziła na imprezę.- To naprawdę konieczne? - spytał Theis Birk Larsen.- Potrzebujemy DNA - wyjaśniła kobieta w granatowym mundurze.- Dla porównania.Na dole stał zapakowany samochód.Walizki z ubraniami.Skrzynki z rzeczami dzieci.Vagn Skarbak pomagał jak zawsze.Przyniósł im nowe zabawki.Samochodziki.Tanie i malutkie, ale u Vagna było jakzwykle krucho z pieniędzmi.Ludzie z magazynu byli jak wszyscy.Jak Theis.Jak ona.Rozpaczliwie chcieli coś zrobić i nie mieli pojęcia co.- Już? - spytała kobieta i nie czekając na odpowiedz, pochyliła się nad stołem,najpierw wzięła Antona, potem poprosiła Emila o otwarcie ust.Pernille patrzyła od zlewu, trzymając w ręku naczynia.Znowu byli w pokoju Nanny.Dwóch mężczyzn w granatowych mundurach kręciło siętam, naklejało coś, coś notowało.Lotte, jej siostra, młodsza, ładniejsza, ciągle singielka, sama spakowała większośćrzeczy.Teraz uściskała ich wszystkich po kolei.- Wez jakieś kwiaty, jeśli chcesz - powiedział Theis.Lotte spojrzała na niego i pokręciła głową.- Chłopcy - zwrócił się do synów - idzcie do wujka Vagna.Pomóżcie mu na dole.Pernille obiecała, że niedługo dołączy, i patrzyła, jak wychodzą.Niedługo.Po ich wyjściu zostawiła zlew.Rozejrzała się po bałaganie w kuchni. To tu, w tym ciasnym, ciepłym pomieszczeniu dzień po dniu przeżywali swój małycud.Tworzyli rodzinę.Aączyło ich wspólne życie, czuła miłość.Teraz mężczyzni w granatowych uniformach stąpali ciężkimi krokami po pokoikuNanny, otwierali szuflady te same, co wczoraj, mówili przyciszonym głosem, milkli, gdyobawiali się, że ona ich usłyszy.Chłopcy pędem wpadli na górę, chwycili latawce i jeszcze jakieś zabawki.Pokazali jejsamochodziki od wujka Vagna.- Uważajcie na ostre krawędzie - ostrzegła.- Uważajcie.Już zniknęli, nie słuchając, jeden z mężczyzn podążył za nimi, niosąc do samochodujakieś książki Nanny.Na dłoniach miał cały czas granatowe rękawiczki.Policjant, który został, był stary, miał brodę i smutną twarz.Chyba nie czuł sięswobodnie.Nie patrzył jej w oczy.Opuścił siwą głowę, jeszcze raz omiótł wzrokiembiblioteczkę Nany.Wzięła torbę, gotowa do wyjścia.Mieszkanie wypełniała woń kwiatów, od której bolała ją głowa.Tu mieszkali.Tu siadali przy stole, przekonani, że to ich małe wielkie szczęściebędzie trwało wiecznie.A teraz uciekamy, umykamy przerażeni, jakby to była nasza wina.Czy to był jeszcze ich dom? Pokryty nalepkami techników kryminalistycznych,śladami ich butów.Proszek daktyloskopijny na ścianach, na których jeszcze wisiały fotografieślicznej twarzy Nanny.Torba wróciła na stary, zniszczony dywan.Pernille weszła do pokoju córki,przyglądała się chwilę, jak mężczyzna pracuje, przetrząsając skrawki krótkiego życiadziewczyny.Siadła na łóżku, czekała, aż on zdobędzie się na odwagę, by na nią spojrzeć.- To nie potrwa długo.Przepraszam.- Co się stało tam w lesie? - spytała, myśląc: Nie ruszę się.Nie wyjdę, dopóki on sięnie odezwie.Sam ma dzieci.Widziała to po jego twarzy.Rozumiał ją.- Nie ze mną powinna pani rozmawiać, proszę wybaczyć.- Majstrował coś przyszufladzie w biurku Nanny.- Pracuję.Musi pani wyjść.Pernille nie drgnęła.- Muszę.- Oczy miał zamknięte.Zobaczyła jego ból, wiedziała, że on jej ból teżwidzi.- Muszę wiedzieć, co się stało.Jestem jej matką. Znowu biurko.Nie musiał tego robić i oboje o tym wiedzieli.- Co się stało z moją córką?- Nie wolno mi.- Widziałam zdjęcia.W waszym biurze.- Słowa, pomyślała.Musiała znalezć tewłaściwe.- Stoją mi przed oczami i wyobrażam sobie.nie może być gorzej, niż sobiewyobrażam.Gorzej nie.Przerwał, głowę miał pochyloną.- Nie może być gorzej.Ale.- Poklepała się po głowie.Mówiła głosem słabym icichym: - Tu mi się kłębi.Policjant tkwił pochylony sztywno nad biurkiem.- Jestem jej matką.Mam błagać?%7ładnej odpowiedzi.- Ona codziennie umiera w mojej głowie.Znowu i znowu, i za każdym razem gorzej.Musimy ją pochować.Mężczyzna drżał.- Muszę wiedzieć - powtórzyła.I nie spuściła z niego wzroku, aż westchnął.A potem tylko słuchała.Theis Birk Larsen rozejrzał się po magazynie.Pomógł Vagnowi Skarbakowi zanieśćszafkę do ciężarówki.Patrzył, jak chłopcy bawią się samochodzikami.Sprawdził rzeczy wsamochodzie: rodzina sprowadzona do bagażu, gotowa do wyjazdu.- Jakieś wieści, Theis?Birk Larsen zapalił papierosa, pokręcił głową.Anton i Emil podbiegli, przywarli do obleczonych w czerwone płótno nóg Skarbaka.Prosili o pieniądze na lody.Roześmiał się.- Czy ja wyglądam jak skarbonka? - spytał, wywlekając kieszenie na drugą stronę.Monety rozsypały się po podłodze.- Kim jest ten kierowca, którego złapali? - zwrócił się doTheisa.- W gazetach nawet nie ma jego nazwiska.- Nie wiem.Nic nam nie mówią.Czemu mieliby nam mówić?Birk Larsen rozglądał się uważnie po magazynie, starając się myśleć o tym, cozawsze: o zleceniach i inwentarzach, rachunkach do zapłacenia, fakturach.Nie pomagało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl