[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopijając whisky czteremadużymi łykami, Carla patrzyła, jak Clive się z nią wita.Potem zobaczyła,że ją całuje.Kobieta miała strasznie spiczastą brodę, a Clive obwisłą.Wyglądali jak jakaś dziwna rzezba - pośrodku restauracji, nad nimi kły imozaika, wokół krążą ludzie.Carla przyglądała się im wszystkim, a przezgłowę przelatywały jej myśli.Czy w Los Angeles byłoby inaczej?Położyła na ladzie dolara dla barmana i wstała.Od razu poczuładziałanie whisky.Poprawiła okulary i złapała równowagę, zanim zrobiłakrok.Wieczór był owocny, pomyślała.Porozmawiała z kimś i nie musiałapłacić za drinka.- Darła!Carla odwróciła się.Wołał ją Clive.- Nie byłaś z nikim umówiona, prawda? - Otaczał ramieniemolbrzymkę z kucykami.- Wiedziałem.Carla stała nieporuszona, przekonana, że cały Nowy Jork, całyPółnocny Wschód usłyszał ten z trudem wydobywający się głos ponadstolikami mięsożernych mężczyzn i kobiet.Wszyscy wiedzieli, żetwierdziła, że jest z kimś umówiona, choć nie była.Może co wieczórżerują na takich kozłach ofiarnych? Może znalezienie obiektu pogardybyło jednym ze zobowiązań Clive'a w stosunku do inwestorów?- Nie mam na imię Darła - odpowiedziała głośno.- Ta restauracja jestpretensjonalna, a ty jesteś obleśny - i wskazując stojącą obok kobietę,dodała: - A ty nie powinnaś nosić kucyków.- Odwróciła się i wyszła zrestauracji popychana mocą whisky.Ludzie gapili się na nią, lecz ją to nieobchodziło.Na dworze stała para w średnim wieku i przyglądała się menuwywieszonemu w szklanej gablocie.53 - Właśnie odkryli salmonellę - wyszeptała do potencjalnych klientów.- Za chwilę będą wszystkich ewakuować.Para spojrzała na nią i skierowała się do sąsiedniej restauracji.Carlazauważyła Clive'a, który przyglądał się temu przez szklane drzwi.Wzruszył ramionami i wrócił na salę.Carla stała sama na ulicy.W świetle lamp oświetlających modną,tworzącą najnowsze trendy dzielnicę szła po kocich łbach i ukośnienachylonych betonowych rampach, dzięki którym ciężarówkom łatwobyło wyładowywać czerwone połcie mięsa krów, świń i byków.Czy byłaodważna, czy tylko żałosna?Z restauracji wybiegł niewysoki mężczyzna z plastikową torebką.Spojrzał w prawo, potem w lewo i zauważył Carlę.- Proszę pani, panitorba.Carla patrzyła na niego przez chwilę, nie widząc go wyraznie.Potemzauważyła, że trzyma jej torebkę, do której przed wyjściem na spacerwrzuciła szybko portmonetkę i książkę.- Dzięki - powiedziała.- Dzięki.Poczuła, że oczy napełniają jej się łzami i była rada, że jest ciemno.- Niech się pani nim nie przejmuje - powiedział mężczyzna, zapalającpapierosa.Uśmiechnął się do niej życzliwie.Carla skinęła tylko głową,bojąc się, że może się rozpłakać, jeżeli coś powie.W kilka minut pózniej w drodze do domu przywołała w myślach obrazspoconego Clive'a mówiącego jej, że ma się kierować instynktem, izdecydowała, że to omen - spotkała kogoś tak powierzchownego, żerównie dobrze mógłby być z Zachodniego Wybrzeża.54 Rozdział piątyNadine Dillenberger, asystentka Josie, wtargnęła do pokoju.- Mike znowu dzwonił.Mówił, że to coś ważnego - powiedziała.- Zadzwonię do niego pózniej - odparła Josie.Przyjęła pozycję jogi idlatego Nadine niezbyt dokładnie ją słyszała, więc obeszła biurko.Josiestała zgięta w pasie, z nogami w rozkroku i głową między kolanami.- Dobrze się czujesz?- Ja.- zaczęła Josie, podnosząc głowę i prostując się.Twarz miałaczerwoną, oczy wytrzeszczone, włosy z jasnymi pasemkami sterczałyskołtunione.- Nigdy, przenigdy nie czułam się lepiej.- Wyglądasz jak wariatka.- To komplement, Nadine.Zwariowałam ze szczęścia, z powodumożliwości, tu właśnie chodzi o wariactwo.Wariactwo to dobra rzecz.- No tak.Mike też mówił jak wariat, ale nie w tym dobrym sensie.Jakzdenerwowany wariat.Josie zastanawiała się przez chwilę, o kim Nadine mówi, mimo że tawymieniła imię jej męża.- Ten scenariusz - powiedziała, podnosząc maszynopis Joshui - toklucz do moich marzeń.- Jaki scenariusz?- Ten - ciągnęła Josie.- Ten scenariusz jest tak dobry.lenscenariusz.to na pewno ten, na który czekałam.- Kto jest autorem?55 - Ktoś nieznany z Miami.Słuchaj! - Josie podeszła do Nadine ipołożyła dłonie na jej szerokich ramionach.Spoważniała i zajrzała jejgłęboko w oczy.- Nie możesz o tym pisnąć ani słowa.Ani słowa.Obiecujesz?- Ani słowa o czym?- Proszę cię, proszę, nie mów Priscilli, że dzwoniłam do Joshui.- Kto to jest Joshua?- Ten facet z Miami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •