[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Prawda jest taka, że jaśnie pani nie dorasta dotego domu.Nic nie stoi na przeszkodzie, abym to powiedziała, więc powiem.Zresztą, jejpowiedziałam mniej więcej to samo.Wie, co o niej sądzę.To ona wprowadziła do tego domu złemaniery.Nie wywodzi się z arystokracji.Nigdy nie umiała się odpowiednio zachować.Bradfield nie skomentował jej tyrady.Przyglądał się tylko pani Jocelyn w niemymprzerażeniu, a kiedy podniosła na niego wzrok, szybko przywołał na twarz zwyczajną obojętność. To wszystko przeminie  wymamrotał. Przeminie. Przeminie?  powtórzyła. To ona przeminie.Pójdzie za nim, za tym Amerykaninem.Wspomni pan moje słowa. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie  powiedział Bradfield, wychodząc na korytarz.Spojrzawszy za siebie, stwierdził, że pani Jocelyn wygraża mu palcem. Bóg patrzy  powiedziała z błyskiem triumfu w oku. Bóg patrzy i mści się.Harry wyjechał o brzasku.Wziął metza.Od miesięcy, może nawet od roku, nie siedział za kierownicą, a mimo to samochódzapalił za pierwszym razem.Podejrzewał, że podziękowania należą się Jackowi Armitage owi,choć nie miał najmniejszych złudzeń, że Armitage dbał o jego wóz ze względu na niego  prędzejz miłości do samego auta.Pokonawszy milę czy dwie, Harry przyzwyczaił się do prowadzenia.Potem, mknąc pustymi drogami o letnim poranku, zaczął podśpiewywać głupią, łatwo wpadającąw ucho melodię z rewii Hello, Rag-Time!: All they do is talk like babies, Hear the way they billand coo! Poogywoo, poogywoo.Wybuchnął śmiechem.Droga wiła się wzdłuż rzeki, potemwspinała trochę pod górę  już za chwilę, gdyby obejrzał się za siebie, zobaczyłby Rutherford same kominy nad drzewami.Przycisnął gaz i w parę sekund minął wioskę.Widział chłopcaz witką pędzącego krowy na pole, a w domu przy kościele jakaś kobieta wieszała pranie.Zwiatza oknem zmieniał się błyskawicznie.All night long he calls her snooky ookum, snooky ookums.Co za głupia piosenka.Cały ranek spędzony na beztroskim, bezcelowym szwendaniu siętu i tam był dokładnie taki.Wjeżdżając z powrotem w bramę Rutherford, do parku, Harryzwolnił, przestał się śmiać i śpiewać.Zajechał przed dom.Nie mógł pozbyć się myśli, że choćwszędzie wokół życie płynie wartkim strumieniem, to tu, w Rutherford, zatrzymało się.Wszyscydoskonale widzieli, że matka i ojciec są w niezgodzie, najpewniej wciąż z powodu tegoprzeklętego Charles a de Montforta.Harry wysiadł i zatrzasnął drzwiczki.Do diabła z tym Charles em.Harry częstoprzywoływał w pamięci jego twarz tylko po to, by sobie wyobrazić, że w nią pluje.%7ływił wielkąnadzieję, że to, co mówił ojciec, jest prawdą, czyli że wojna rzeczywiście wybuchnie, a Charlesde Montfort będzie zmuszony wziąć w niej udział.Francuzi powołają wszystkich rezerwistówi de Montforta, zanim zdąży się zorientować, wyślą na front.Harry miał nadzieję, że dostaniekulę w łeb  również zanim zdąży się zorientować.Jakąś cholerną, wielką austriacką kulę.Nieprzyszło mu nawet do głowy zastanowić się, co na ten temat będzie sądził ojciec, ale, szczerzemówiąc, nie obchodziło go to.On wybierał się do Upavon, by zdobyć licencję pilota, i tylko to się dla niego liczyło. Matka i ojciec sami muszą wydostać się z tego przeklętego bagna, choć nie przeczył, że żal mubyło zamkniętej w Rutherford matki.Jej sytuację można było porównać do sytuacji świńhodowanych na dzierżawionych od majątku farmach specjalnie na targi rolne.Lady Cavendishzostanie wystawiona na pokaz na dożynkach i zmuszona do wręczenia nagród za jakieś głupienajdorodniejsze ziemniaki czy inne cholerstwo.Postanowił, że spróbuje być dziś dla niej miły.Poświęcał jej za mało uwagi, doszedł do wniosku.Otworzył potężne drzwi frontowe i stał przez chwilę, przyglądając się wielkiemu holowi.Kiedy miał trzy, może cztery lata, ślizgał się po całej długości posadzki na jakiejś indyjskiejmacie, a Bradfield na niego za to wrzeszczał.Mama tylko się śmiała.Ojciec, zawsze odległyi nieobecny, nic o tym nie wiedział.Harry pamiętał, jak w pokoju dziecinnym, przy kominku,siedział u matki na kolanach, a ona głaskała go po głowie.Zdarzało się to tylko wtedy, kiedyojciec był w parlamencie, a nigdy  kiedy wracał do domu.Wraz z jego powrotem życie stawałosię znacznie bardziej formalne  Harry ego z siostrami przyprowadzano na spotkanie z rodzicamituż przed kolacją.Stawali przed nimi w rzędzie, a mama mówiła:  Moje małe kwiatuszki.Ojciec za każdym razem kazał mu się prostować.A on się prostował  tak, robił to, bo wtedyczcił ojca niczym bohatera  prostował się, by sprawiać wrażenie jeszcze wyższego i zasłużyć napoklepanie po głowie.Mama potajemnie, za plecami ojca, odsyłając ich z powrotem na górę,rozdawała całusy.Wtulał się w nią na ułamek sekundy, wdychał cudowny zapach róż i wanilii,po którym zawsze można było ją rozpoznać.Mama i kwiaty, mama i kwiaty.Uśmiechnął się dosiebie, wszedł do środka i zamknął drzwi.Octavia, niczym wywołana tajemną siłą podświadomości, właśnie wychodziła z salonu.W ręku trzymała jakiś list. Gdzie twój ojciec?  zapytała.Harry podszedł do niej, zdjął rękawiczki i rzucił je na stolik. Nie wiem  odparł.Uśmiechnął się, ale kiedy dostrzegł wyraz jej twarzy, natychmiastzapytał: Coś się stało?Spuściła oczy na kartkę, którą trzymała w ręku. Chodzi o Louisę  odparła oszołomiona. To od niej. Wyciągnęła do niego rękęz listem.Wziął go. Myślałem, że ma dziś wrócić? Tak.Miała.Razem z Charlotte. Octavia utkwiła wzrok w jakimś odległym punkciepoza nim. Biblioteka  mruknęła. Pewnie jest w bibliotece. I ruszyła szukać Williama,a Harry spojrzał na list.Kochana Mamo,Tak się zaczynał.Pismo było niedbałe, pospieszne.Proszę, Mamo, och, proszę, czy wytłumaczysz mnie przed ojcem i czy mi wybaczysz? Nieprzyjadę z Charlotte.Poznałam pewnego mężczyznę, który poprosił mnie, bym za niego wyszław Paryżu.To wszystko stało się tak nagle i bardzo mi przykro, ale mamy nadzieję, że jaknajprędzej wrócimy.Jego matka jest całkiem sama, a skoro ma wybuchnąć wojna, musimy siępobrać.Mamo, proszę Cię.Nie mogę go zostawić.Zostanę żoną Maurice a Fredericka.Och,Mamo, proszę Cię, ciesz się wraz ze mną.Bądz równie szczęśliwa jak ja.Proszę, pobłogosławnam z całego serca i spraw, żeby ojciec to zrozumiał.Wciąż Twoja,Louisa.Harry przeczytał list dwukrotnie. Dobry Boże  mruknął. Ręka, luzno trzymająca list, opadła mu bezwładnie.Próbował przypomnieć sobierozmowę z siostrą sprzed paru tygodni.Rzeczywiście  mówiła, że poznała jakiegoś Francuza.Wspominała nawet, jak się nazywał.A on obrócił to w żart.Jeszcze raz spojrzał na list.Sprawdził, kiedy był datowany.Wczoraj.Matka przeszła prędko przez hol, ojciec tuż za nią.Wyciąg nęła rękę po list, a kiedyWilliam się z nią zrównał, natychmiast mu go podała.W miarę czytania twarz ojca oblewałgłęboki ciemnoczerwony rumieniec.Gdy skończył, podniósł wzrok. Wiedziałaś coś o tym?  zapytał żonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •