[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z naszego miasta wywodzili się działacze politycznidużej miary, ale nic o nich nie wiedzieliśmy, byli daleko - w Moskwie, w Piotrogrodzie,wujek Misza zaś był tutaj, mieliśmy go przed oczami.Nadal służył w armii, chociaż mieszkał w Czernihowie.Kim był, nie bardzo się orientuję: dowódcą jakiejś jednostki wojskowej czy członkiem trybunału wojennego, a możei jednym, i drugim równocześnie.W każdym razie w Czernihowie uchodził za człowiekawybitnego.I oto kiedyś przyjeżdża do naszego miasteczka na dzień czy dwa odwiedzićrodzinę.Biedaczysko, po co przyjechał? Przyjechał po własną śmierć.Krach, pieniądz leciał na łeb, na szyję, liczono wszystko na miliony, ale komu byłypotrzebne te miliony? Papierki! Chłopi nie chcieli ich w ogóle oglądać.Nasz rejon, jak jużopowiadałem, słynął z hodowli bydła, a jak kupować bydło, jeżeli chłop nawet nie popatrzyw stronę tych milionów? Rzeźnicy płacili za bydło starymi złotymi monetami z carskichczasów; wtedy traktowano to jako spekulację złotem, trzech mężczyzn wpadło, siedzieliw więzieniu w Czernihowie i groziło im rozstrzelanie.Do kogo przybiegli ich bliscy?Oczywiście do babki Rachlenko.Przecież jej syn jest najważniejszym naczelnikiem w Czernihowie, czyż nie uratuje swoich krajanów, ojców rodzin, czy dopuści, żeby ich dziecizostały sierotami? I jak na złość, jakby naumyślnie, przyjeżdża akurat wujek Misza.Babka mówi mu:- Uwolnij tych ludzi.A on odpowiada:- Nie mogę tego zrobić.Babka błaga, prosi, molestuje, dobra z niej kobieta, ale nie rozumie, do czego popychasyna, nie zdaje sobie sprawy, czym mu to grozi.- Jeżeli ich rozstrzelają - mówi babka - nie będziemy mogli tu zostać, będziemy musieli stąd wyjechać, porzucić gniazdo rodzinne i tułać się nie wiadomo gdzie.Tutaj niepotrafię spojrzeć ludziom w oczy.Wówczas wujek Misza mówi:- Jeżeli to zrobię, mnie samego rozstrzelają.Ale ona mu nie wierzy, myśli, że syn się wykręca, więc dalej płacze, nalega; wzruszyły ją łzy żon oskarżonych, obiecała im pomóc; ona, która zajmowała w rodziniedrugie miejsce, chciała pokazać swoim krajanom, że jej słowo też coś znaczy, że jej ukochanysyn Misza wszystko dla niej zrobi.Gdyby o tych rozmowach wiedział dziadek, wujowie, moja matka Rachela, mój ojciec Jakub, oczywiście potrafiliby wytłumaczyć babce, że domaga się od Miszy rzeczy niemożliwej.Ale na nieszczęście odbywały się one w cztery oczy, i babka wymogła na wujkuMiszy, że nic nie powie nikomu z rodziny.Wujek Misza ustąpił, nie potrafił odmówić rodzonej matce, uwolnił tych ludzi, żal musię ich zrobiło, znał ich, ich rodziny, wiedział, że mają dzieci, i niewykluczone, że jegozdaniem przewinienie nie zasługiwało na karę śmierci.Nie zapominajcie, że miałwtedydwadzieścia dwa lata.Młokos! Widywał śmierć, ale stykał się z nią na polu walki.Byłżołnierzem, nie sędzią, rębajłą, zapalczywym, niepohamowanym, odważnym, a przy tymdobrym, sprawiedliwym i bezinteresownym człowiekiem.W pewnym sensie był chyba poszukiwaczem przygód, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa; chodziło o porywy dobrego, dzielnego i wrażliwego serca.Mógł strzelać, ale nie rozstrzeliwać.Własną dobroćpostawił wyżej od żelaznych praw rewolucji i musiał za to zapłacić.Niewątpliwie nie był tak głupi, żeby po prostu puścić tych ludzi wolno.Wnieśli prośbę o ułaskawienie, a wujek Misza - jako członek trybunału - do chwili decyzjiWszechukraińskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego zwolnił ich za poręką, czego samnie miał prawa zrobić.Ludzie ci, opuściwszy więzienie, natychmiast zniknęli; była tooczywiście podłość, ale każdy ratuje życie, jak może.Fakt pozostawał faktem: wujek Miszanieprawnie zwolnił ich z więzienia i pozwolił im uniknąć kary.Za to jego samego oddano podsąd i skazano na rozstrzelanie.Myślę zresztą, że skazano go z ciężkim sercem.W trybunale zasiadali sami przyjaciele i towarzysze wuja Miszy, wszyscy go lubili, a przewodniczący Pikson, Łotysz,świata za nim nie widział; za takiego jak jeden Misza Rachlenko oddałby dziesięciu.Ale bylito ludzie z żelaza, obowiązek rewolucyjny stawiali ponad wszystko, więc skazali wujkaMiszę na rozstrzelanie.Po ogłoszeniu wyroku Pikson odwiedził wujka Misze w celi.W więzieniu wujek zachowywał się wspaniale: dowcipkował, śpiewał, głos miał dobry, jak wszyscy Rachlenkowie.I oto Łotysz Pikson, przewodniczący trybunału, przychodzi do niego i pyta:- Powiedz, Rachlenko, jakie masz życzenia?- Mam trochę długów - odpowiada wujek Misza - u szewca, krawca i innych, chciałbym się z nimi rozliczyć.Była to prawda, wujek Misza był elegantem, szył ubrania i buty u najlepszych krawców i szewców a o swoje konie dbał jak nikt.- Trzy dni ci wystarczą? - pyta Pikson.- Jeden dzień mi wystarczy.- Dobrze, dam ci konia, jedź i rozlicz się, jeśli nie wystarczy ci dzień, wrócisz za trzy.Misza jedzie do domu, gdzie czeka na niego dziadek, objeżdżają Czernihów, wstępujądo wszystkich, którym wujek Misza jest coś winien; kiedy się ze wszystkimi rozliczył,dziadek mu mówi:- Niedaleko u pewnego mego znajomego stoją gotowe konie.Dam ci pieniądze.Uciekaj.Jeżeli Pikson cię puścił, nic innego nie miał na myśli.- Nie - odpowiada wujek Misza - tego nie zrobię.Zawierzyłem ludziom, a oni mnie zawiedli.Ja nie zawiodę nikogo.Pożegnał się z dziadkiem i wrócił do więzienia.Po dwóch dniach nadszedł telegram od Piotrowskiego, przewodniczącego Wszechukraińskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego: uchylić karę śmierci.WujkaMiszę ułaskawiono, ale zdegradowano go do stopnia szeregowca; zginął podczas likwidacjijakiejś bandy.Wielu w to nie uwierzyło - śmierć takiego człowieka trzeba widzieć na własne oczy,żeby w nią uwierzyć, tak często bowiem ryzykuje on życie, że ludziom się wydaje, iż śmierćsię go nie ima.Chodziły słuchy, że widziano go na Krymie, we Władywostoku, mówiono, żezostał wysłany do Chin jako doradca rewolucyjnej armii Kuomintangu.Ja osobiście nie wierzę w te słuchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl