[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No.to co? Nawet jesli chcesz spedzic w tym chlewie tylko jedna noc, musimy tu zrobic troche porzadku.Posciel i reczniki sa na pewno w szafie, ale z pewnoscia zakurzone, wilgotne - po prostu wylegarnia chorob.Musze wiec na chwile wyskoczyc i kupic czyste.Moze przy okazji cos do jedzenia.?-Umieram z glodu - odrzekla.- Jadlam tylko rano kanapke, a potem troche slodyczy i wszystkie kalorie zdazylam juz spalic sto razy.Zatrzymalam sie na chwile w Baker, ale to bylo zaraz po spotkaniu Erica i nie mialam apetytu.Kupilam tylko szesc puszek coli, bo czulam, ze mam odwodniony organizm.-A wiec przyniose tez walowke.Czy masz jakies specjalne zyczenia, czy zdajesz sie na moj smak?Rachael wstala od stolu i powoli przeciagnela drzaca blada dlonia po wlosach:-Zjem wszystko, z wyjatkiem rzepy i kalamarnicy.Mezczyzna usmiechnal sie.-Masz szczescie, ze jestes w Vegas.W kazdym innym miescie o tej porze otwarty bylby tylko sklep z rzepa i kalamarnicami.Ale w Vegas prawie wszystko czynne jest non stop.A moze pojedziesz ze mna?-Nie powinnam sie za bardzo pokazywac.Skinal glowa.-Masz racje.Dobrze, powinienem wrocic za godzine.Dasz sobie rade?-Oczywiscie - odrzekla.- To jest najbezpieczniejsze miejsce, w jakim przebywam od wczoraj rano.W aksamitnej ciemnosci pokoju numer pietnascie czolgal sie po podlodze ten, ktory byl Erikiem; najpierw w jedna strone, potem z powrotem.Jego cialo drgalo spazmatycznie, wilo sie i miotalo chaotycznie, bez celu, jak niedokladnie rozgnieciony karaluch.-Rachael.Uslyszal, ze mowi do siebie to slowo, tylko to jedno slowo, ale za kazdym razem z inna intonacja, jak gdyby na nim konczyl sie jego slownik.Choc glos wiazl mu w gardle, te dwie sylaby pozostawaly zawsze wyrazne.Czasami wiedzial, co znaczy to slowo, pamietal, kim jest Rachael, ale czasami wyraz ten nie mial dlan desygnatu.Ale niezaleznie od wszystkiego, imie to za kazdym razem, gdy je wypowiadal, wywolywalo w nim te sama reakcje: zimna, beznamietna wscieklosc.-Rachael.Schwytany bez ratunku w sidla przemiany, ryknal, syknal i zalkal.Czasami z glebi jego gardla dobywal sie tez lagodny smiech.Cos zaczelo go dlawic, zaczerpnal wiec powietrza.Wciaz lezal na plecach, trzasl sie i skrecal, w miare jak postepowala metamorfoza.Kiedy wyciagnal w gore lapy, zobaczyl, ze sa dwukrotnie dluzsze i grubsze niz rece, ktore mial, gdy byl jeszcze czlowiekiem.Od czerwonej koszuli zaczely mu odskakiwac guziki.Jeden ze szwow na rekawie pekl, gdy cialo nabrzmialo w tym miejscu i wygielo sie w nowy, groteskowy ksztalt.-Rachael.W ciagu ostatnich kilku godzin, kiedy stopy mu rosly, kurczyly sie i znow rosly, buty uciskaly go od czasu do czasu.Teraz pily az do bolu i krepowaly tak bardzo, ze nie potrafil w nich dluzej wytrzymac.Doslownie zerwal je z nog - gwaltownym ruchem oddzielil zelowki od cholewek, szarpal je tak dlugo w swych mocarnych lapach, az popekaly wszystkie szwy, a nastepnie ostrymi klami rozerwal skore na kawalki.Bose stopy okazaly sie zmienione nie mniej niz rece.Byly szersze, bardziej plaskie, wyjatkowo guzowate i kosciste, o palcach tak dlugich jak przy dloniach i zakonczonych rownie ostrymi szponami.-Rachael.Kolejna zmiana przeszyla cale jego cialo jak piorun, ktory uderza w drzewo, wchodzac swym elektrycznym strumieniem przez najdalej wysuniete partie najwyzszych konarow i schodzac do najglebiej zanurzonych koncow najdluzszych korzeni.Zadrgal spazmatycznie i zaszlochal.Zadudnil pietami po podlodze.Gorace lzy poplynely po jego policzkach, a z ust pociekly struzki gestej piany.Pocac sie obficie, zywcem kremowany przez ogien przemian, poczul jednak gdzies gleboko w swym wnetrzu dotkliwe zimno.To byl lod w sercu i lod w umysle.Przeczolgal sie do rogu pokoju i zwinal w klebek, obejmujac cialo ramionami.Nagle trzasnal mostek - zaczal drgac i nabrzmiewac, zyskujac nowe ksztalty; zachrzescil takze kregoslup i Eric poczul, jak skreca sie on, by dostosowac do wszystkich zmian zachodzacych w organizmie.Kilka sekund pozniej wypelzl, niczym olbrzymi krab, na srodek pokoju i podniosl sie na kolana.Oddychal ciezko, a z glebi gardla wydobywalo mu sie rzezenie.Brode opuscil na piersi, czekajac, az razem ze zjelczalym potem odplynie zawrot glowy.Wreszcie ogien przemian oslabl.Na jakis czas Eric zastygl w nowym ksztalcie.Kolyszac sie powstal.-Rachael.Otworzyl oczy i rozejrzal sie po hotelowym pokoju.Bez zaskoczenia spostrzegl, ze w ciemnosci widzi tak dobrze jak w pelnym swietle dnia.Co wiecej, znacznie poszerzylo sie pole jego widzenia - kiedy patrzyl na wprost, obiekty znajdujace sie po lewej i po prawej stronie byly rownie ostre i wyrazne jak te przed nim.Podszedl do drzwi.Niektore czesci jego zmutowanego ciala zdawaly sie uformowane blednie, niefunkcjonalnie, zmuszajac go do kustykania, jak gdyby byl skorupiakiem, ktory dopiero co rozwinal zdolnosc stania prosto jak czlowiek.Deformacja nie okaleczyla go jednak, wciaz mogl poruszac sie szybko i bezglosnie; mial przy tym poczucie wielkiej sily, wiekszej niz jakakolwiek znana mu istota.Wydal z siebie cichy syk, ktory zginal w gwizdzie wiatru i szemraniu deszczu, po czym otworzyl drzwi i wyszedl w zapraszajacy mrok nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •