[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyźni i kobiety na golasa będą pić i palić to, co w gazetach nazywają trawką.Już to widzę.O tak – powtórzył pan Sampson z satysfakcją.– Będzie tu mnóstwo zepsucia.Uznano, że dzięki temu impreza uzyskała ostateczną akceptację.Za dodatkowego szylinga goście mogli wejść do domu, obejrzeć nowy pokój muzyczny, salon i zupełnie odmienioną jadalnię – urządzoną w ciemnym dębie i skórze, a także kilka innych ciekawostek.– Trudno uwierzyć, że to stary Gossington Hall – zauważyła synowa pana Sampsona.Pani Bantry zjawiła się dość późno i z przyjemnością dostrzegła, że pieniądze spływają jak należy i że gości jest więcej niż się spodziewano.Wielki namiot, gdzie podawano herbatę, wypełniony był ludźmi.Pani Bantry miała nadzieję, że znajdą się też słodkie bułeczki.Całością kierowało kilka bardzo kompetentnych kobiet.Pani Bantry ruszyła w stronę okalającego ogród trawnika i obejrzała go z satysfakcją.Nie żałowano pieniędzy.Wyglądał jak należy, zaplanowany i obsadzony kosztownymi roślinami.Była pewna, że nikt z mieszkańców nie włożył w to odrobiny pracy.Wszystko zlecono jakiejś renomowanej firmie ogrodniczej, która – trzeba to przyznać, dzięki carte blanche i pogodzie spisała się znakomicie.Rozglądając się, odniosła wrażenie, że cała sceneria ma delikatny posmak garden party w Pałacu Buckingham.Każdy wyciągał szyję, by zobaczyć wszystko, co było do zobaczenia, a od czasu do czasu garstkę wybrańców wprowadzano w bardziej niedostępne zakamarki domu.Właśnie zbliżył się do niej szczupły, młody człowiek z długimi falistymi włosami.– Pani Bantry? To pani, prawda? – Tak, to ja.– Hailey Preston.– Uścisnął jej dłoń.– Pracuję dla pana Rudda.Zechce pani przejść ze mną na piętro.Pan i pani Rudd zaprosili tam kilkoro wybranych gości.Pani Bantry, doceniając wagę zaszczytu, zadowolona ruszyła za nim.Przeszli przez to, co za jej czasów nazywano drzwiami do ogrodu.Czerwony sznur zagradzał drogę na główne schody, lecz Hailey Preston odczepił go i mogła iść dalej.Tuż przed sobą pani Bantry dostrzegła radcę z panią Allock.Ta ostatnia była dość tęga i oddychała ciężko.– Pięknie tu urządzili, pani Bantry, prawda? – wysapała.– Muszę przyznać, że chętnie zajrzałabym do łazienek, ale podejrzewam, że to nie wypada.– W jej głosie zabrzmiał żal.Na szczycie schodów Marina Gregg i Jason Rudd witali wybrańców.To, co kiedyś było sypialnią dla gości, teraz połączono z podestem, uzyskując rodzaj przestronnego salonu.Lokaj Giuseppe podawał napoje.Tęgi mężczyzna w liberii anonsował gości.– Radca Allock z małżonką – zawołał.Marina Gregg zachowywała się tak, jak pani Bantry opisała to pannie Marple – całkiem naturalnie i czarująco.Już teraz pani Bantry słyszała głos pani Allock: „.I zupełnie nie zepsuta, choć taka sławna”.– Jak to miło, że zechcieli państwo przyjść.Mam nadzieję, że dobrze się państwo bawią.– Jasonie, proszę, zajmij się panią Allock.Radca i pani Allock przeszli do Jasona, który nalewał drinki.– Och, pani Bantry, jak miło, że pani przyszła.– Za skarby świata nie przepuściłabym takiej okazji – oświadczyła pani Bantry i strategicznie ruszyła w stronę martłni.Młody człowiek nazwiskiem Hailey Preston elegancko podał jej kieliszek, a potem odszedł, spoglądając na niewielką listę.Z pewnością, aby odszukać kolejnych Dopuszczonych Przed Oblicze.Wszystko jest świetnie zorganizowane, pomyślała pani Bantry, obracając w dłoni kieliszek martini i przyglądając się kolejnym gościom.Pastor, szczupły ascetyczny mężczyzna, wydawał się lekko oszołomiony.– To bardzo miło, że mnie pani zaprosiła – powiedział.– Obawiam się, wie pani.nie mam telewizora – wyznał szczerze.– Ale oczywiście ja.ee.no więc młodzi ludzie informują mnie o wszystkim.Nikt dokładnie nie wiedział, co to miało znaczyć.Panna Zielinsky, która także była na stanowisku, z uprzejmym uśmiechem podała mu lemoniadę.Jako następni przybyli państwo Badcock.Zarumieniona i triumfująca Heather kroczyła przed mężem.– Pan i pani Badcock – zaanonsował człowiek w liberii.– Pani Badcock – powtórzył pastor, oglądając się.– Nieujarzmiona sekretarz towarzystwa.To jedna z naszych najlepszych pracownic.Szczerze mówiąc nie wiem, co St John zrobiłoby bez niej.– Z pewnością jest nieoceniona – zgodziła się skwapliwie Marina.– Pani mnie nie pamięta? – spytała wesoło Heather.– Oczywiście, przy tych setkach ludzi, jakich pani spotyka.Zresztą to było całe lata temu.Na Bermudach, proszę sobie wyobrazić.Byłam tam z jednostką sanitarną.Och, to już tak dawno.– Oczywiście – powiedziała Marina Gregg z czarującym uśmiechem.– Ja pamiętam doskonale – nie dala sobie przerwać pani Badcock.– Wie pani, byłam taka podekscytowana.Dla młodej dziewczyny sama myśl o tym, że może zobaczyć żywą Marinę Gregg była wprost oszałamiająca.Och! Zawsze panią uwielbiałam.– To bardzo miłe, naprawdę bardzo miłe z pani strony – odparła Marina słodko, a jej spojrzenie kierowało się ponad ramieniem Heather ku następnym gościom.– Nie chcę zajmować pani czasu – powiedziała Heather – ale muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl