[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę winić jego za własne nieszczęścia.Tylko sobie zawdzięczam, że moje życie to jedna wielka pomyłka.I tylko ja sama mogę na to coś poradzić i to zanim zamarznę tu na śmierć.Wędruję Oksford Street na nieuniknioną konfrontację z Elai-ne.Nie wygląda na szczególnie zachwyconą.Siedzi sztywno za biurkiem w „prywatnym" gabinecie, gdzie ucinamy sobie naszą pogawędkę.Mówi mi, że bardzo ją zawiodłam, że jest ogromnie rozczarowana, zastanawia się, jak można być takim lekkoduchem itd., itd.Stoję przed nią z rękami pokornie złożonymi z przodu, a od kiwania i potrząsania, w odpowiedziach na jej uwagi, moja głowa zaczyna wpadać w ruch wirowy.Kajam się i przepraszam ze wszystkich sił, starając się przy tym wyglądać na jak najbardziej skruszoną.Wreszcie Elaine kończy.Gasi papierosa w kamyczkach, którymi wypełniona jest doniczka ze sztucznym kwiatkiem.Doliczam się w niej chyba z dziesięciu petów.Może to jeden ze złych dorywczych dni Elaine.–Amy, sprawa jest poważna – stwierdza, przygryzając dziobaty policzek, jakby właśnie miała zdecydować o odpowiedniej dla mnie karze.Gruba warstwa fluidu kończy się zdecydowaną linią tuż pod jej pod-171bródkiem.– W tej sytuacji wolałabym nie umieszczać cię nigdzie indziej.W głowie ponuro dźwięczał mi dzwon pogrzebowy, kiedy jednak teraz nasze oczy się spotykają, słyszę huk tak donośny, jakby sam Big Ben runął ze swojej wieży.Elaine o tym nie wie, ale tym ostatnim zdaniem rozwiała mgłę spowijającą dotąd moje życie.Coś tam dalej blebla, ale ja już jej nie słucham.Nagle wszystko staje się krystalicznie jasne.Jedno słowo.Tyle tylko było potrzeba.„Umieszczać".Elaine wolałaby mnie nie umieszczać.Wcale nie chcę, żeby Elaine umieszczała mnie!Zdumiewające, że aż tego trzeba było, abym nareszcie zrozumiała, czym stało się moje życie.Kiedy poznałam Elaine, podlizywałam się jej, wiedząc jednocześnie, że pomimo wszystkich moich uśmieszków i umi-zgów, najzwyczajniej w świecie ją wykorzystam.Praca dorywcza miała być jedynie krótkim przystankiem, kilkutygodniową przerwą, dającą mi czas na uporządkowanie życia, by później nigdy więcej mojej szefowej nie ujrzeć na oczy.Tygodnie jednak przeszły w miesiące, miesiące w lata i Elaine stała się nieodłącznym, żeby nie powiedzieć niezbędnym elementem składowym mojego życia.Całkowicie zdałam się na nią, zbyt zadowolona z siebie, żeby samodzielnie myśleć o znalezieniu pracy.Kiedy do tego doszło? W którym momencie przestałam panować nad swoim życiem, by tak bez reszty polegać na niej?Przez cały ten czas udawałam, że nic mnie to nie obchodzi, mam wszystko pod kontrolą i jestem ponad tę nędzną pracę dorywczą.Gardziłam każdą pracą, podobnie jak ludźmi, których za każdym razem poznawałam, zresztą jak i samą Elaine, ale wszystko to okazało się jedynie zasłoną dymną.Bo gardziłam przede wszystkim sama sobą.To się musi wreszcie skończyć.Oto stoję tu teraz, jak nieposłuszna uczennica, i dociera do mnie, że przez cały ten czas H miała rację.Ja tylko dryfuję, a Jack ma mi dać poczucie przynależności.Co to za podejście? Dość głupie.172Nie chcę być dłużej głupia ani słaba.Może nie potrafię obsłużyć centrali telefonicznej, ale mam całe mnóstwo innych talentów.Od tej chwili staję na własne nogi.Amy Crosbie, to twoje życie.Ułagodziłam trochę Elaine, wychodzę więc z budynku, kupuję sobie batonik, czasopismo i autobusem numer 94 jadę do domu.Po drodze rozwiązuję test, Jak dobrze znasz swojego chłopaka?", większość odpowiedzi oczywiście zgadując.Po podliczeniu punktów okazuje się, że dotyczy mnie kategoria „przeważnie odpowiedź C".Jeszcze mu w pełni nie ufasz- Musisz spędzić ze swoim mężczyzną więcej czasu, żeby lepiej go poznać i dowiedzieć się, co tak naprawdę się dla niego liczy.Wasz związek rozkwitnie, jeśli będzie się opierał na szczerości, prawdzie i wzajemnym zaufaniu.Wiem, że te wszystkie testy są bardzo powierzchowne, ale i tak mój dobry nastrój ulega chwilowemu pogorszeniu.Wracam do domu, rozbieram się, wchodzę pod prysznic, potem dzwonię do Jacka.–Wcześnie wróciłaś do domu – mówi z ziewnięciem.– Zaczekaj chwilę.– Zasłania ręką słuchawkę i dobiegają mnie tylko jakieś szelesty.Po chwili odzywa się ponownie.– Co się stało, że nie jesteś w pracy?–Fucha nie wypaliła.Mam też dobrą wiadomość: już nigdy tam nie wracam.A co u ciebie? – pytam.Niespodziewanie dzwonisz do niego do domu.Nie jest tym specjalnie uszczęśliwiony.Czy:A.zakładasz, że był czymś zajęty, a ty mu przeszkodziłaś?B.pytasz go, co się stało?C.podejrzewasz, że jest z inną?– Muszę trochę popracować.Ale mogę do ciebie wpaść – dodaje.–Jeżeli oczywiście będziesz w domu.173Status dziewczyny na stałe to znacznie bardziej stresujące zajęcie, niż pamiętałam.Jest takie czasochłonne.Nieustannie żyję teraz w stanie „Na wypadek, gdyby".Na wypadek, gdybyśmy się mieli spotkać, muszę codziennie golić nogi i pachy, przez co wciąż te części ciała mam porośnięte ostrą szczeciną; nad klozetem wyskubuję włosy łonowe, co jest istnym koszmarem, ponieważ mijają całe wieki, zanim uda mi się je spłukać; sprzątam sypialnię i chowam ubrania do szafy, zamiast jak zwykle zostawić je na podłodze; na okrągło piorę niegdyś ładną poszwę na kołdrę, bo wolę to, niż założyć tę koszmarną w kwiatki; regularnie robię zakupy, a nie żyję na samych tostach i gorących kubkach; no i wreszcie noszę elegancką bieliznę.To ostatnie zwłaszcza kosztuje mnie najwięcej.W okresie ZPJ (Życie Przed Jackiem) bez obciachu nakładałam ukochane szare majtadały i równie śliczny stanik.Mam też kolekcję prawdziwie obrzydliwych stringów, z wygodą mających raczej niewiele wspólnego, za to doskonale przecinających narządy rodne na pół.Czytałam kiedyś artykuł o samotnych dziewczynach, które wkładają seksowną bieliznę dla własnej przyjemności.Kosmiczna bzdura! Według mnie albo dniem i nocą marzą o bzykaniu, albo są zbyt bogate.Zresztą i tak nigdy żadnej z nich nie spotkałam.Nie znam dziewczyny, która przedłożyłaby Triumpha nad poplamioną bieliznę, nawet gdyby doszło do międzynarodowego kryzysu majtkowego.Sama nie wiem, czemu tyle uwagi poświęcam kwestii bie-liźnianej.Kiedyś wyśledziłam pranie Jacka suszące się na sznurze w ogrodzie.I oto, proszę bardzo, wisiały tam bardzo piękne, ponaciągane bokserki, jakby żywcem ściągnięte ze Świętego Mikołaja.Jak widać, on też ma swoje grzeszki na sumieniu.Jednakże postanowiłam nie dać się przyłapać i dlatego w zeszłym tygodniu udałyśmy się z-moją podręczną Visa na bieliźniane zakupy.W MS prawie przez cały czas na krok nie odstępowała mnie wąsata dama, która zdecydowanie za głośno perorowała.–Jaki rozmiar stanika nosisz, kochanie?174–75C – odpowiedziałam, chwytając się za piersi, jakbym została przyłapana na rozbieranej randce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •