[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Potrzebujemy kogoś, kto stwierdzi zgon, zanim będziemy mogliprzenieść ciało.Lekarka spojrzała na niego spode łba.- To chyba oczywiste, że ten człowiek nie żyje.Widzi pan to? - Wskazała na przypięty do kitla identyfikator.- Tu jest napisane „Lekarz”.A to oznacza, że umiem rozpoznać trupa!Inspektor Insch wyprostował się i wyjął z kieszeni policyjną legitymację.- A pani to widzi? Tu jest napisane „Inspektor”.A to oznacza, że ocze kuję, że będzie się pani zachowywać jak osoba dorosła, zamiast wyłado wywać swoje frustracje na moich podwładnych.Czy to jasne?Lekarka zmroziła go wzrokiem, ale nie odpowiedziała.Dopiero po chwili złagodniała i odparła:- Przepraszam.Miałam długi, beznadziejny dzień.Insch pokiwał głową.- Nie wiem, czy to będzie jakieś pocieszenie, ale wiem, co pani czuje.- Odsunął się od łóżka i wskazał podziurawione zwłoki Sprzątacza.—Może pani w przybliżeniu określić czas zgonu?•To łatwe: między za kwadrans dziewiąta i kwadrans po dziesiątej.Insch z uznaniem pokiwał głową.•Rzadko się zdarza, żebyśmy tak szybko znali czas zgonu.- To proste - odparła z uśmiechem lekarka.- Wtedy był ostatni obchód.Sprawdzamy wszystkich pacjentów.Za piętnaście dziewiąta jeszcze żył, a piętnaście po dziesiątej już nie.Inspektor podziękował jej i chciał dodać coś jeszcze, gdy nagle pager na biodrze lekarki zapiszczał donośnie.Chwyciła go, odczytała wiadomość, zaklęła, przeprosiła i wybiegła z pokoju.Logan wpatrywał się w krwawe szczątki Bernarda Duncana Philipsa.Jakaś natrętna myśl nie dawała mu spokoju, ale nie umiał jej sprecyzować - dopóki nie doznał olśnienia.•Lumley - powiedział.•Co takiego? - Insch spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby sierżantowi nagle wyrosła druga głowa.266- Ojczym Petera Lumleya.Pamięta go pan? Ciągle kręci się po okolicy.Kiedy ostatnio go widziałem, oddalał się od szpitala.Obwiniał Sprzą tacza o śmierć syna.-No i?Logan skinieniem głowy wskazał zakrwawione zwłoki.- Wygląda na to, że wyrównał rachunki.33Zbliżała się północ.W Hazlehead było ciemno i zimno.Śnieg zalegał tu gęściej niż w centrum miasta, drzewa rysowały się na jego tle jak plamy w teście Rorschacha.Latarnie rzucały plamy żółtego światła.Cienie tańczyły w migotliwym niebieskim blasku policyjnych kogutów.Większość okien w bloku była ciemna, ale w kilku poruszenie firanek świadczyło o tym, że ktoś ciekawie wygląda na dwór.Zastanawia się, czego chce policja.Policja chciała Jima Lumleya.Mieszkanie Lumleya wyglądało zupełnie inaczej niż podczas ostatniejwizyty Logana.Przypominało chlew.Pojemniki po jedzeniu na wynos walały się po dywanie razem z puszkami po tanim piwie.Wszystkie zdjęcia, zebrane z całego mieszkania, powieszono w salonie: jeden wielki fotomontaż z życia Petera Lumleya.Jim Lumley nie stawiał oporu, kiedy Insch zadzwonił do drzwi i wpadł do środka, ciągnąc za sobą Logana i dwóch mundurowych.Stał przed nimi w brudnym wymiętym kombinezonie, nieogolony, z włosami sterczącymi jakkolce u porażonego prądem jeża.- Jeśli szukacie Sheili, to jej tu nie ma - poinformował ich i opadł na sofę.- Wyprowadziła się dwa dni temu do matki.Wyjął puszkę piwa z plastikowej oprawki i otworzył ją.•Nie przyjechaliśmy po Sheilę, panie Lumley, tylko po pana.Pociągnąłłyk piwa.•Sprzątacz.Piwo ściekło mu po brodzie, ale nawet nie próbował go wytrzeć.- Tak, Sprzątacz - przytaknął Logan, sadowiąc się w drugim końcusofy.- Nie żyje.Jim Lumley pokiwał głową i utkwił wzrok w puszce.- Chce nam pan o tym opowiedzieć, panie Lumley?267Lumley odrzucił głowę w tył i opróżnił puszkę.Piana pociekła mu zkącików ust na kombinezon.- Nie bardzo jest co opowiadać… — Wzruszył ramionami.- Chodziłem sobie tak i szukałem Petera, a tu on mi się nawinął.Taki samiutki, jak na zdjęciu w gazecie.Szedł sobie.Sięgnął po następne piwo, ale Insch wyjął mu je z ręki, zanim Lumleyzdążył je otworzyć, i kazał posterunkowym zrobić rewizję w poszukiwaniu narzędzia zbrodni.Lumley zgarnął leżącą na sofie poduszkę i przycisnął ją do piersi niczym termofor.•No więc poszedłem za nim.Do lasku.•Do lasku? - Nie tego spodziewał się Logan.Insch spojrzał na niegoznacząco, zanim sierżant zdążył powiedzieć coś więcej.•Szedł sobie spokojnie, spacerkiem, jakby nic się nie stało.Jakby Peter wcale nie zginął! - Lumley poczerwieniał, intensywny kolor rozlał się na skórze od szyi po twarz i uszy.- Złapałem go.Chciałem… tylko porozmawiać, powiedzieć mu, co o nim myślę… - Przygryzł wargę, wpatrując się w szew na poduszce.- Ale zaczął krzyczeć.Uderzyłem go.Żeby się zamknął.Żeby przestał.Aleja nie mogłem przestać.Biłem go i biłem…Rany boskie, pomyślał Logan.Podejrzewaliśmy, że Philipsa zmasakrowałtłum, a to był jeden człowiek!- Potem… Potem znów zaczął padać śnieg.Zrobiło się zimno.Zmyłemśniegiem krew z rąk i twarzy i wróciłem do domu.Opowiedziałem Sheili o wszystkim.Lumley wzruszył ramionami.- Spakowała się i odeszła.•Łza spłynęła mu po twarzy, zostawiając po sobie czysty ślad.Pociągnął nosem, szukając resztek piwa w pustej puszce.- Jestem potworem… jak on…•Zajrzał do puszki i zobaczył ciemność.- Mówicie, że nie żyje, tak?Zmiażdżył puszkę w dłoni.-Nie, nie żyje, psiakrew! - przytaknął Insch i zerknął na Logana.-Ktoś podziurawił go jak sito.Na mokrej od łez twarzy Lumleya pojawił się uśmiech.- Dobrze mu tak.Maleńkie płatki delikatnej bieli spływały z ciemnopomarańczowego nieba - lampy uliczne podświetlały szare chmury od spodu.Logan i Insch patrzyli, jak dwaj posterunkowi pakują Lumleya do radiowozu i odwożą na komendę.- Niewłaściwy człowiek, właściwy powód - odezwał się Insch, buchając parą z ust.- Czyli pół na pół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl