[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fascynował go zapał, z jakim wzięła się do wszystkiego:gotowania, prania, prasowania, nawet jeśli musiała borykać się zproblemami.Seks jednak to co innego, szczególnie jeśli kobieta jestdziewicą.Nie powinna była liczyć na to, że on się z nią ożeni,bo powiedział jej na początku, co myśli o małżeństwie.Moglinatomiast kochać się, być razem, jeśli tego chcieli.Oboje sądorośli.Dlaczego nie?Powoli ubrał się i zagwizdał na swojego wierzchowca.Przez całą drogę do domu Priss rozmyślała nad słowami,które usłyszała z ust Jake'a.Nie nad tym, co robili, bo tegonigdy nie zapomni, ale nad tym, co zostało powiedziane.Pete wrócił skądś tam, dokąd pojechał tego ranka.Przywitałją, stojąc na progu kuchni, gdy próbowała przemknąć sięniepostrzeżenie na górę.- Powinnaś włożyć kapelusz.Kobitki mają delikatną skórę.-Wycierał żeliwną patelnię bardzo brudną ścierką.RS 118- Nigdy nie noszę kapelusza.- Próbowała zdobyć się choćbyna cień uśmiechu dla tego miłego staruszka, który traktował jątrochę jak ulubioną siostrzenicę, a trochę jak gospodynię naprzychodne.- Chyba jednak powinnaś.Nie miałabyś tyle trawy w włosach.- Ja.idę na górę.Muszę się spakować.Pete wyszedł do holu i patrzył, jak ciężko stąpała p schodach.- Wyglądasz jak koń, którego ujeżdżali.Priss poczuła, że się rumieni.Nie odwracając się, dokończyła- Wiem.Ujeżdżali i nie wytarli.Potem zarumieniła się jeszczebardziej.RS 119ROZDZIAA DZIESITYZamykając za sobą drzwi sypialni, Priss przymknęła powieki ioparła się o chłodne, malowane drewno.Chciała choć chwilępomyśleć o tym, co się zdarzyło.Tyle razy w życiu zastanawiałasię, jak to będzie, kiedy się zdarzy ten niezwykły moment w jejżyciu.Raz czy dwa okoliczności były dość kuszące, ale nigdyna tyle, żeby zapomnieć o przestrogach rodziców.Dziś wreszcie to się stało.Już wiedziała.Było.Nieuniknione, to na pewno.Niezwykle podniecające, choć itrochę bolesne.Jeśli jednak ocenić to wszystko razem.Naprawdę cudowne przeżycie, przynajmniej do chwili, kiedyJake zaczął mówić te przykre słowa.Czuła, jakby po tych słowach coś się w niej załamało, ale oddawna nauczyła się ukrywać swoje uczucia.Prawie w każdejprzykrej sytuacji umiała zachować się tak, jakby nic się niestało.Wyszła na górny podest schodów i zawołała w dół, w stronękuchni:- Pete, czy mógłbyś zawiezć mnie dziś do miasta?Stary kowboj wyszedł do holu.Nadal wycierał ścierkąpatelnię.Pewnie oglądał seriale w telewizji, a patelnia i ścierkamiały być dowodem, jak bardzo jest zapracowany.- Jake nie może cię podwiezć?- Nie.Powiedział, że będzie zajęty.- Czuła ucisk w gardle.Postanowiła wracać do swego mieszkania nawet bezsprawdzania, czy jest już wyremontowane.Jeśli jej do niego niewpuszczą, będzie miała pretekst do zerwania umowy.Poszukajakiegoś małego domku z ogródkiem i z piaskownicą.Bliskoszkoły.A Jake Spencer niech sobie robi to, co mu się podoba.Co jąto obchodzi?Kończyła się pakować, gdy usłyszała odgłos kroków.Jakewrócił.RS 120Priss nie zamierzała w ogóle z nim rozmawiać.Nie teraz.Może nawet nigdy.Niech się wypcha tłuczonym szkłem iswoimi tak zwanymi planami na przyszłość.Nie wyjdzie zaniego za mąż, choćby ją o to błagał.Ale teraz wchodził po schodach.Boże, co robić?W nagłym impulsie przebiegła przez podest i wpadła dołazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.Jake zatrzymał się przed drzwiami łazienki.- Priscillo? Musimy porozmawiać.Priss zasunęła staroświecką zasuwkę, po czym odkręciła obakurki nad wanną.- Priss, otwórz drzwi.Proszę cię.Poczuła dziwne dławienie wpiersi.- Jestem zajęta - odpowiedziała stłumionym głosem.- Do diabła, dziewczyno, musimy porozmawiać!- A więc rozmawiajmy.- Pociągnęła nosem i otarła dłoniąoczy.Teraz nie będzie płakać.Nie ma mowy, obiecała sobie.Poczym rozpłakała się.Przez moment miała wrażenie, że Jake wyważy drzwi.Pochwili usłyszała jednak, że schodzi na dół.Ukryła twarz wdłoniach i szlochała głośno, co trochę zmniejszyło ból w piersi,ale nie w sercu.Nie mogła nawet winić Jake'a za to, co się stało.To byłaprawie wyłącznie jej wina.Za każdym razem, kiedy ją całował,natychmiast oddawała mu pocałunek.Nie ukrywała swoichuczuć; była pewna, że Jake czuje to samo.Teraz on czeka nadole, bo chce usłyszeć, że ona nie ma do niego pretensji.Chyba jednak nie mam, pomyślała.Gdyby mogła to zrobić znim po raz drugi, pozwoliłaby mu znów na wszystko.Jake nie czekał jednak na dole.Nigdzie nie było go widać.Priss nie wiedziała, czy czuje ulgę, czy jest zawiedziona.Przeszła przez kuchnię i zajrzała do biura.- Pete, jestem gotowa.Jeśli zajedziesz ciężarówką przedwejście, zapakuję do niej moje bagaże, dobrze?RS 121Stary pokuśtykał obok niej, chwytając najcięższą walizkę.- Ty wez tę torebeczkę, ja wezmę tę większą.Jake dał miklucze od swojego wózka.W moim gruchocie wszystko lata jakgroch w łupinie.Trzy dni pózniej, we czwartek, przyjechała Rosalie z całympakietem zdjęć i podziękowaniami od swojej rodziny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •