[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.219 Panno I Iclcno, jakże mi miło.Dziękuję panu.Jak pani widzi, cokolwiek mogła zawierać relacja markiza, pani siostrajest w doskonałym zdrowiu.Teraz mnie przypadł zaszczyt dopilnowania,żeby taką pozostała.- Nie odwrócił oczu pod pytającym spojrzeniem Heleny.-1 dotrzymam tego.Chyba że zginę.- A niech mnie! - sapnęła Charlotte, wachlując dłonią zarumienione policzki.- Zaczynam rozumieć, dlaczego za niego wyszłaś.- Charlotte! - Helena skarciła dziecinne zachowanie siostry.- Trochę przyzwoitości!- Po co? - Charlotte rozejrzała się po otaczających ich mnichach, po czymszepnęła: - Czy oni w ogóle się znają na dobrym wychowaniu?- W niewielkim stopniu - odpowiedział jej czyjś łagodny głos.Obróciły się ku podchodzącemu ku nim opatowi Tarkinowi.- Widzę, że przybyła pani rodzina.Skąd on to wie? - Kate zamyśliła się, ale uczucie ciekawości ustąpiło radości.- Przygotowaliśmy małe przyjęcie weselne dla nowożeńców.Czy zechcąpanie przejść do sali jadalnej?- Jest ojciec zbyt dobry! - zawołała Kate.- Och, chodzmy prędko! - zapaliła się Charlotte.- Umieram z głodu.-Wzięła pod ręce Kate i Helenę i ruszyły w ślad za bratem Fidelisem, którycały czas promiennie się uśmiechając i gawędząc, poprowadził je ku salijadalnej.- Coraz więcej kobiet.Może zmienimy się od razu w żeński klasztor? -mruczał brat Marcin za ich plecami.Kate obejrzała się na Kita.Stał z opatem, pochylony ku niemu ze skupionym wyrazem twarzy.Widząc, że Kate się ogląda, uśmiechnął się i zawołał:- Zabawiaj siostry, kochanie, zaraz do was dołączę.Obrócił się do opata, a jego pogodny nastrój ułeciał.- Gdzie on jest?- W kaplicy - odparł spokojnie opat.- Widział twój ślub.- Co ojciec mówi? Skąd wiedział?- Zawiadomiłem go.Wysłałem różę.Tylko on odpowiedział.O ile wiem,oczywiście.- Ale po co posyłał ojciec różę? - spytał Kit, zerkając ku ciemnemu wejściu do kaplicy.- Powiedziałeś, że musisz wiedzieć, kto was zdradził.Pomyślałem, żemoże dostarczę ci odpowiedz.220 - Tak.Zależało mi na tym, ale stare grzechy nie wydają mi się już takieważne.Zwłaszcza cudze.- Może więc popełniłem błąd.W każdym razie idz do niego.Jak zauważyłeś, gdyby to on był w ruinach zamku i chciał cię zabić, już byś nie żył.Nie zrobił tego.Jeśli to on cię zdradził.- Jest tylko jeden sposób sprawdzenia.- Kit!- Niech się ojciec nie martwi.Ja też nie chcę rozgniewać żony rozlewemkrwi w dzisiejszym dniu - powiedział Kit z ponurym uśmiechem i skierował się do kaplicy.Wewnątrz panował chłód i mrok, w powietrzu wciąż wisiał delikatny zapach kadzidła.Trwało to chwilę, nim wzrok dostosował się i.Kit poczuł, jak czubek szpady dotyka z boku jego szyi.- A słyszałem, że stałeś się żołnierzem - odezwał się kpiąco znajomygłos.- Niech Bóg czuwa nad tym krajem.Kit odskoczył w bok, schylił głowę, jednocześnie unosząc łokieć, odtrąciłrapier, zbliżył się.W ułamku sekundy rapier znalazł się znów na jego gardle,ale tym razem czubek jego własnego sztyletu przyciskał się twardo do brzucha przeciwnika.- Poddaję się - powiedział cicho Ramsey Munro, mrużąc piękne niebieskie oczy.- yle wyglądasz, Ram - stwierdził Kit od niechcenia.- Strasznie jesteśwymęczony.Ramsey wzruszył ramionami.- Obawiam się, że masz rację, chłopie.Za to ty wyglądasz kwitnąco.Z pewnością to wpływ twej oblubienicy.Aadna z niej dziewczyna.Moje błogosławieństwo dla waszego związku.- Czy to znaczy, że nie, chcesz mnie zabić?Ram uniósł czarną, skrzydlatą brew.- No, to będzie zależało od tego, czy ty zamierzasz zabić mnie.%7łycie jestnędzne, przyznaję, ale moje własne.- Uśmiechnął się z tą samą wiełkopań-ską uprzedzającą grzecznością, która go cechowała już jako chłopca.Kit powoli wycofał sztylet, a Ram równie powoli opuścił koniec szpady.- Ram, nie zabiję cię, jeśli to zrobiłeś, przez wzgląd na przyjazń, któranas łączyła w chłopięcych latach.Ale muszę wiedzieć, czy to ty wydałeś nasFrancuzom?Ram przekrzywił głowę.W mrocznej pustej kaplicy jego twarz wydawałasię nieziemsko piękna, jak znużone oblicze świętego wojownika.- Nie.221 Kit schował sztylet.- Przypuszczam, że to znaczy, że ty też jesteś bez winy.Kit prychnął.- Tego bym nie powiedział, ale tego jednego grzechu nie popełniłem.- A to znaczy.- Dand.- Albo Touissaint.Ram pokiwał głową zamyślony.- Kate i ja odpływamy statkiem pocztowym z Portsmouth w przyszłymtygodniu.Pod koniec miesiąca będę na kontynencie w mojej nowej jednostce.Nie mam czasu szukać odpowiedzi.- Ja mam czas.- Ram uśmiechnął się.Przez długą minutę obaj mężczyzni patrzyli sobie w oczy.Cokolwiek zobaczyli, zadowoliło obydwu.- Jeśli kiedyś będziesz mnie potrzebował.-powiedział Kit szorstko.-Wiesz, jak się ze mną skontaktować?- Tak.- Ram nagle się uśmiechnął, a jego twarz złagodniała i znów dałosię w nim poznać brata z młodzieńczych lat.- Tęskniłem za tobą, Kit.- A ja za tobą.- To tyle, jeśli idzie o uczucia.A teraz lepiej wracaj do swojej pięknejpani - powiedział Ram - zanim znajdzie sobie kogoś lepszego.Kit uśmiechnął się kwaśno.- Na szczęście wszyscy mężczyzni w St.Bride's ślubowali celibat.- Nie wszyscy - zaprzeczył Ram z naciskiem.- Masz szczęście, że wolęblondynki.- To ty masz szczęście - sprostował Kit spokojnie.Ramsey Munro roześmiał się i znikł na powrót w cieniu.Zakonnicy zmienili małą szopę na tyłach ogrodu różanego w alkowę nowożeńców.Cienkie, prześwitujące lniane zasłony wisiały we frontowymwejściu, powiewając w łagodnym podmuchu powietrza.Wnętrze opróżniono z rupieci, zostawiwszy tylko miękki puchowy materac ułożony na posadzce z płytek, obłożony wysokim stosem poduszek i zaścielony nieskazitelnymi prześcieradłami, wybielonymi w słońcu.Obok stał stolik, a na nimdzbanek, dwa puchary i półmisek pełny pomarszczonych brązowych gruszek, przyniesionych z piwnicy.222 Ostatnie promienie popołudniowego słońca zmieniły szklany dach pomieszczenia w pryzmat, oświetlający cieplarnię miliardami kolorowych świateł.Zapach zieleni, intensywny i ilasty, mieszał się z aromatem gozdzików, cynamonu i innych egzotycznych korzeni, którymi przyprawiono ciepłe winow srebrnym dzbanie.- %7ładnej panny młodej tak nie uczczono - wyszeptała Kate [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl