[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadszedł czas, by znów była sobą.Upór, jak stary przyjaciel, przyszedł jej z pomocą, gdy wahała się zpodjęciem decyzji.Będę żyła ponad tym bólem, powiedziała sobie.Moje życie będzie takie,jakiego sama chcę.Nie będę dłużej ofiarą swego położenia, swojejprzeszłości czy rozpaczy.Nie będę winić lekarzy ani też siebie za błędy,których nie da się naprawić.Mój los należy teraz do mnie i tylko do mnie.Usłyszała śpiew ptaka.Poczuła zapach cedrów, jaśminów i eukaliptusa.Otworzyła książkę i przeczytała jedną stronę.Poszła do kuchni i nalałasobie szklankę soku pomarańczowego.Popijała go małymi łykami dele-ktując się nowością jego smaku.Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejś-kiej różdżki.%7łyciestało się na powrót czymś bliskim, spokojnym, zorganizowanym icudownym, szczodrze obdarowującym szczęściarzy swymidobrodziejstwami.Musi tylko skoncentrować się na otaczającym jąpięknie i różnorodności, a będzie w stanie wypełznąć ze swej dziury i stać się nanowo dawną Annie Havilland.Lecz była jeszcze jedna sprawa.Musi pogrzebać swoje dziecko.Udała się na długi spacer.Znalazła możliwie najbardziej odizolowanywierzchołek wzgórza.Tam palcami wykopała w górskiej ziemi małądziurę i umieściła w niej wisiorek podarowany jej przez Harry'egoHavillanda na tydzień przed ukończeniem szkoły, na tydzień przed jegośmiercią.Przez osiem lat stanowił dla niej talizman przynoszącyszczęście.%7łegnaj  powiedziała do swego bezimiennego, nienarodzonego dziecka.Kocham cię.Spływające niepohamowaną lawiną po policzkach łzy zdawały się jąoczyszczać.Wypływały z niewidzialnych ran, które mogły krwawićobficie i zablizniać się teraz, kiedy jej strata należała w końcu do niejsamej.Siedziała długo na szczycie wzgórza, czując jak czas upływa wraz zobrotami wirującej pod nią kuli ziemskiej.Dotykała tej ziemi delikatnie,jakby to było coś co utraciła i odzyskała.Potem wróciła do domu.Tego popołudnia uśmiechnęła się do Judy.Conchatę zaskoczyła jejdziwna, nowa pogoda ducha.Damon ze zdziwieniem uniósł brwi słyszącradosne słowa powitania, jakimi go przyjęła po powrocie z biura.Nawet pielęgniarka od dra Blaira została obdarowana kilkoma ciepłymizdaniami, kiedy zatelefonowała, by potwierdzić następną wizytę Annie.Tej nocy odrodzona Annie Havilland, leżąc w łóżku, koncentrowała sięna nowych pomysłach i marzeniach, jakie przyniósł jej miniony dzień.Pomimo odstawienia narkotyków, ku swemu zaskoczeniu, zasnęła już popół godzinie.Następnego poranka zbudziła się rześka i pełna chęci do życia.Tak, zadumała się, kariera dzwiękowca może mimo wszystko byćcałkiem przyjemna.Pójdzie do biblioteki i poczyta trochę na ten temat.A może powinna zadzwonić do Jerry'egoFałkowskiego i poprosić go o pomoc?Czas najwyższy, aby zacząć znowu żyć.Annie zrobiła pierwszy krok wtym kierunku.XVIINadszedł wreszcie dzień usunięcia maski.Dr Mahoney, rumiany Irlandczyk o zaskakująco spokojnym głosie isposobie bycia, osobiście drutował w noc wypadku złamaną szczękęAnnie i zszywał głębokie, szarpane rany.Będąc przy niej przez cały czas,stał się przyjacielem i podporą, szczególnie kiedy wielkimi krokamizaczął się zbliżać moment rozpoczęcia reszty życia z nową twarzą.Nie potrafił jednak zmniejszyć jej obaw przed tym, jak ta twarz będziewyglądać.Jako ekspert w dziedzinie operacji plastycznych, a takżeużywania radioterapii do usuwania blizn, wiedział doskonale, żechirurgia plastyczna na obecnym etapie rozwoju już nic więcej nie mogładla Annie zrobić.Twarz, którą dziś, w rok i trzy miesiące po wypadku,zobaczy w lustrze będzie przypisana do niej już na zawsze.Doktor przyszedł osobiście do domu Damona, by usunąć bandażenałożone na jej twarz po ostatniej operacji. Góra przychodzi do Mahometa  zażartował, spuszczając do połowyżaluzje w sypialni Annie i sadowiąc ją na wprost lampy. Blizny mogą panią trochę przerazić  mówił dalej, rozpoczynajączdejmować opatrunek  z tej prostej przyczyny, że są jeszcze widoczne.Lecz musi pani pamiętać, że dla innych będą niemal niezauważalne.Onibędą postrzegać całościowy efekt pani twarzy.O ile nie uciekną i nie schowają się do mysiej dziury, żeby mnie niewidzieć  pomyślała Annie z wisielczym poczuciem humoru zrodzonymze strachu.  Widzowie gotowi?  lekarz uśmiechnął się do Damona siedzącegoprzy oknie za plecami Annie.Nie widziała jego aprobującego uśmiechu, gdyż przerażona skupiławzrok na nagiej ścianie za lampą. No to jedziemy!Zaskakująco szybko bandaże poluzniły się i Annie poczuła na skórzechłodne, świeże, poranne powietrze.Doktor uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał głową oceniając efektswojej pracy. No i jak?  odezwał się Damon ze swego miejsca. Mogę popatrzeć? Proszę bardzo.Annie usłyszała jak się zbliża.Ujął jej dłoń, a w polu widzenia pojawiłysię jego krzaczaste brwi.Spojrzała na niego wzrokiem psotnego dziecka,które winę ma wypisaną na twarzy.Uniósł brwi.Pokiwał głową.Małe, niebieskie oczy zamigotały zintensywnością, której znaczenia nie była w stanie pojąć. Lustro  powiedział szorstko, wyciągając rękę po małe lusterkopozostawione przez Conchatę w sufladzie komody. Nie. zakwiliła Annie, z całych sił starając się przywołać na ustasłaby uśmiech, maskujący lęk  Czv muszę?.JOpór jej nie miał sensu.Nie mogła walczyć z Da-monem.Wcisnął jej lusterko do ręki.Wzięła głęboki oddech r spój rżała w nie.Twarz, którą zobaczyła, należała do kogoś obcegoPrawda, blizny były minimalne.Ciało odbite w lustrze było ciałem istotyludzkiej, młodej kobiety.Lecz nie nosiło żadnego podobieństwa do AnnieHavilland, którą znała przez całe życie.Kości policzkowe były jakby wyżej.Inny był zarys szczęki.Czoło,miejsce najgorszych urazów, wyglądało niezrozumiale obco.Nos,chociaż prosty i nie rzucający się w oczy, nie był jej nosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •