[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pułkownik Glokta, słowo daję! Przydałoby się nam tutaj trochę tej werwy, co, West?Trochę tego animuszu! Tego wigoru! Szkoda, że zginął.West spojrzał na księcia. On żyje, Wasza Wysokość. Naprawdę? Został schwytany przez Gurkhulczyków, a po zakończeniu wojny odesłany do Unii.Potem.e.wstąpił do Inkwizycji. Do Inkwizycji?  Książę nie krył przerażenia. Dlaczego u licha ktokolwiek miałby sięwyrzekać żołnierki dla czegoś takiego?West szukał odpowiednich słów, ale po chwili zrezygnował. Trudno mi sobie wyobrazić, Wasza Wysokość. Wstąpił do Inkwizycji! Nie do wiary.Jechali przez jakiś czas w milczeniu.Na twarz księcia z wolna zaczął powracać uśmiech. Pierwszy wdarł się pan do Ulriochu, prawda? Pierwszy w wyłomie, jak słyszałem!Prawdziwy honor! Chwała, co? To musiało być przeżycie, pułkowniku.Przedzieranie się przez stosy kamieni i drewna, zasłane poskręcanymi trupami.Na wpółoślepiony dymem, niemal dusząc się od pyłu i kurzu, otoczony ze wszystkich stron wrzaskami,jękami i zgrzytem metalu, nie mogąc prawie oddychać ze strachu.Ludzie, którzy napieralizewsząd, stękali, przepychali się, potykali, krzyczeli, ociekali krwią i potem, czarni od brudu isadzy  niewyraznie widziane twarze, wykrzywione bólem i furią.Diabły z piekła rodem.West pamiętał, że wrzeszczał  Naprzód! , raz po raz, aż do zdarcia gardła, choć nie miałpojęcia, co to oznacza.Przypominał sobie, że dzgnął kogoś mieczem, sprzymierzeńca czywroga, nie wiedział, ani wtedy, ani teraz.Pamiętał, że upadł i rozciął sobie głowę o kamień,rozdarł mundur o pęknięte drewno.Chwile, fragmenty, jak z opowieści, którą kiedyś posłyszałod kogoś innego.Okrył szczelniej płaszczem przemarznięte ramiona, żałując, że materiał nie jest grubszy. Tak, niezwykłe doświadczenie, Wasza Wysokość. Co za hańba, że ten przeklęty Bethod nic zjawi się tutaj!  Książę Ladisla, wyraznienadąsany, ciął powietrze batem. Byłoby to lepsze niż ta przeklęta służba! Czy Burr bierze mnieza głupca? Czy tak jest, pułkowniku?West wziął głęboki oddech. Nie powiedziałbym, Wasza Wysokość. Na szczęście kapryśny umysł księcia skupił się już na czymś innym. A co z tymi pańskimi ulubieńcami? Tymi z Północy, którzy mają takie śmieszne imiona.Jak on się nazywał, ten brudny osobnik? Wilczur, czy tak? Wilczarz. Wilczarz, zgadza się! Kapitalne!  Książę zachichotał pod nosem. I ten drugi,największy człowiek, jakiego w życiu widziałem! Doskonale! Czym się zajmują? Wysłałem ich na zwiad, na północ od rzeki, Wasza Wysokość. West żałował szczerze,że z nimi nie poszedł. Wróg znajduje się prawdopodobnie daleko, ale jeśli tak nie jest, musimyo tym wiedzieć. Oczywiście, że tak! Zwietny pomysł.Będziemy mogli przygotować się do ataku!West miał bardziej na myśli szybki odwrót i szybkiego posłańca, który zaniósłbymarszałkowi Burrowi wiadomość, ale nie było sensu tego mówić.Cała wiedza księcia na tematwojny sprowadzała się do jednego  wydać rozkaz zwycięskiej szarży i wrócić do łóżka.Pojęciastrategii i odwrotu nie istniały w jego słowniku. Tak  mruknął książę do siebie, wpatrując się z uwagą w drzewa po drugiej stronie rzeki. Przygotować atak i wypchnąć ich poza granicę.Granica leżała sto mil dalej.West postanowił wykorzystać sposobny moment. Wasza Wysokość, mam mnóstwo do roboty.Jeśli książę pozwoli.Nie było to kłamstwo.Obóz został zorganizowany, czy też niezorganizowany, bezjakiejkolwiek myśli o wygodzie czy obronie.Bezładny labirynt marnych namiotów na wielkiejłące niedaleko rzeki, gdzie grunt był zbyt grząski i szybko zamienił się pod kołami wozówdostawczych w bagno lepkiego błota.Z początku nie było nawet latryn, potem wykopano je zbytpłytko i zbyt blisko obozu, niedaleko miejsca, gdzie składowano zapasy żywności.Zapasyżywności, które  przypadkowo  były niewłaściwie zabezpieczone, nieodpowiednioprzygotowane i już bliskie zepsucia, przyciągając wszystkie szczury Anglandu.Westpodejrzewał, że gdyby nie chłód, obóz dręczyłyby także choroby.Książę Ladisla machnął ręką. Oczywiście, dużo roboty.Jutro może mi pan coś jeszcze opowiedzieć, West.Opułkowniku Glokcie i tak dalej.Szkoda, że nie żyje!  krzyknął przez ramię, oddalając się wstronę swego ogromnego purpurowego namiotu, który rozstawiono wysoko na wzgórzu, z dalaod smrodu i gwaru.West zawrócił z ulgą konia i skierował się w dół zbocza, ku obozowisku.Mijał mężczyznbrnących po na wpół zmarzniętej brei, drżących, buchających parą z ust, z dłońmi owiniętymibrudnymi szmatami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl