[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opisałem Mili pokrótce tożsamości, pod którychprzykrywką kiedyś działałem, i przeszliśmy do jej kajuty.Rozłożyła tam zestaw składający się z ryzy papierudyplomatycznego, aparatów fotograficznych, małej, aleprofesjonalnej drukarki oraz laptopa.Marzenie fałszerza. Jaki będzie nasz pierwszy krok po przybyciu doAmsterdamu?  spytałem. Spotkamy się z ojcem Jasmin. Z jej ojcem? Pan Zaid opowie ci więcej o Jasmin i jejuprowadzeniu. Pan Zaid? Czy to on był mocodawcą Mili? Ty mi opowiedz. Lepiej, żebyś usłyszał szczegóły od niego. Co o mnie wie? Tylko tyle, że możesz mu dopomóc w odzyskaniucórki.Więcej nie musi. Gdzie się z nim spotkamy? W barze. Widzę, że lubisz bary  zauważyłem z przekąsem. Tak  przyznała Mila  lubię.A teraz sprawdzimy,jak u ciebie z językami.Przez resztę dnia rozmawiamytylko po rosyjsku.Holenderski znasz? Słabo. To musisz się w nim szybko podciągnąć.Przewróciła oczami. Nie chcę rumienić się ze wstydu,jeśli zaczniesz dukać bez ładu i składu. 24Patrzyłem, jak Mila tworzy nowe wersje mojej osoby.Lepiła mnie jak to monstrum Frankensteina z papieru zeznakiem wodnym, z historii kredytowych i życiorysów.Zrobiła ze mnie Kanadyjczyka, Amerykanina, Niemca iNowozelandczyka.Każdego pod innym nazwiskiem.Patrzyłem, jak tylnymi drzwiami wprowadza daneosobowe do podobno zabezpieczonych od każdej stronyrządowych baz danych w Waszyngtonie, Berlinie, Ottawiei w Christchurch, jak pobiera kody paszportów tychpaństw, jak czyni mnie legalnym podróżnym.Wchodziłabez trudu do banków, wystawiając mi karty kredytowe naróżne tożsamości. Moich dawnych nazwisk Firma też będzie szukała zauważyłem. Owszem.Ale kto nie ryzykuje, ten nie żyje.Zachodziłem znowu w głowę, kim jest ta kobieta.Mila pracowała, pogwizdując Bananaramę.Rotterdam.Port przyjmujący dziennie średnioczterysta statków, zarówno tych oceanicznych, jak iśródlądowych, labirynt torów i dróg.Port sam w sobie jestjak miasto  żurawie portowe to jego drapacze chmur,drogi wodne to szerokie aleje.Jest krytycznym węzłemłączącym setki milionów ludzi z Ameryki Północnej zsetkami milionów w Europie i dalej.Wpłynąłem tam w tym samym kontenerze, w którym opuszczałem Stany Zjednoczone.Mila wolała nieryzykować.Kontrola paszportowa mogła dostać już cynk.Obawiała się też, że ktoś z załogi mógł sypnąć.Poranek,w który przycumowaliśmy, spędziła na rozdawaniułapówek.Milczenie kosztuje.Kontener osiadł na twardym gruncie, ale go nieotwierałem.Czekałem na Milę.Przyszła z umundurowanym mężczyzną, inspektoremportowym. Wszystko załatwione  powiedziała do mnie porosyjsku.Inspektor wszedł do środka i z miejsca okazałwielkie zainteresowanie vermonckimi mydełkami.Milaklarowała mu coś po holendersku; kiwał głową, mnietraktował jak powietrze.Wynurzyliśmy się z Milą z kontenera w szary,pochmurny dzień. Masz wprawę w dawaniu łapówek  zauważyłem,kiedy szybkim krokiem szliśmy przez ruchliwy dok. Jestem tu lubiana i popularna  odparła Mila.Zresztą przyjaciół mam w każdym zakątku świata.I rozpłynęliśmy się w powodzi towarów i ludziprzybywających do Europy. 25Do odległego o pięćdziesiąt sześć kilometrówAmsterdamu pojechaliśmy pociągiem.Patrzyłem wzadumie na przesuwający się za oknem wagonu równinnykrajobraz Holandii.Z powrotem w Europie.Tutaj byłemnajszczęśliwszy z Lucy, tutaj Firma wsadziła mnie dowięzienia.Intruz, którego zabiłem, też miał bilet doAmsterdamu.Odchyliłem się na oparcie kolejowego fotela.Zamieniłem jeden łańcuch wiążący mnie z Howellem nainny, który wiązał mnie z Milą.Obserwowałem wzamyśleniu holenderskie pejzaże.Przez wiele miesięcyzastanawiałem się, jak zareaguję, jeśli trafi mi się szansaszukania Lucy, ta szansa właśnie się nadarzyła irozsadzało mnie od środka.Ewentualne prawdy  że Lucyi nasze dziecko nie żyją albo że Lucy mnie zdradziła czaiły się gdzieś w mroku jak potwory, których nie chcęzobaczyć i jeszcze nie muszę.No nic.Znajdę człowieka z blizną, a wtedy mi powie,gdzie jest moja żona z synkiem.Na pewno powie.I będęostatnią osobą, jaką zobaczy na tym ziemskim padole. CZZ DRUGA10 14 KWIETNIA Najpotężniejszą bronią na świeciejest rozpalona ludzka dusza. Marszałek Ferdinand Foch 26De Rode Prins   Czerwony Książę  to bar nadmalowniczym amsterdamskim kanałem Prinsengracht  Kanałem Książąt  wzdłuż którego brzegów ciągną sięmałe kawiarenki, hotele, okazałe rezydencje oraz budynkibiurowe.Kilka przecznic dalej wznosi się Anne FrankHuis, przed którym stoi zazwyczaj cichy, pełen szacunkutłumek pstrykający zdjęcia.Kanałem płynął statekwycieczkowy, turyści fotografowali z niego kamieniczkina brzegu i napawali się niepowtarzalną atmosferą tegozakątka.W powietrzu unosił się jeszcze zapach deszczu, którypadał rano, ale mgła zdążyła już wyparować w słońcu.Druga, po kanałach, wizytówka Amsterdamu to rowery.Są wszędzie, a w ten wczesnowiosenny poranek wyroiłysię na ulice jak pszczoły z ula.Nie są to żadne luksusowejednoślady, bo często padają łupem złodziei, ale pomykająna nich i prawnicy w garniturach, i matki z dziećmi wbagażnikach za siodełkiem albo przed kierownicą, istudenci, i urzędnicy.Kasku nikt nie nosi.Chociaż byłojuż po godzinach szczytu, a do pory lunchu zostałojeszcze sporo czasu, przed małym Rode Prins sunąłnieprzerwany strumień rowerów.Kilka stolikówwystawiono na chodnik, przy jednym siedziało przywiosennym piwie dwóch mężczyzn zapatrzonych w gręświatła na wodzie za przycumowanymi do brzegubarkami. Weszliśmy z Milą do środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •