[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oferta ta będzie ważna tylko wprzypadku, kiedy ilość złożonych papierów w BURGER TRUSTLIMITED do ostatecznej daty 3 sierpnia wyniesie sześć i pół miliona.Z ponad pięciu tysięcy kilometrów dobiegło zrezygnowanewestchnienie Fischmayera.- Co mam powiedzieć członkom rady administracyjnej, paniePrice - Lynch?- Nic! Proszę im pozwolić się wyspać! Kiedy się obudzą, my jużod dawna skończymy! Z kim pan się jutro spotyka w sprawiewypłaty?- Z Oliverem Murrayem.- A więc proszę dobrze posłuchać, co mu pan powie.Długotłumaczył, mimo rosnącego oburzenia okazywanego przezFischmayera, w miarę jak zaczynał rozumieć tajemnicę operacji.Kiedy położył słuchawkę, był spocony jak ruda mysz.Otarł sobieczoło apaszką Emily porzuconą na fotelu.Kości zostały rzucone!Zazwyczaj po akcie miłosnym potrzebował czasu pustego, czasusamotności.Zdarzało mu się nawet, że miał ochotę wyrzucić z łóżkaprzypadkową partnerkę, by jak najszybciej sobie poszła.Z Terrynauczył się tego, czego nie wiedział dotychczas: można było pożądaćkobiety przed, w czasie, po, bez żadnej przerwy, nawet bez żadnegokontaktu fizycznego, mieć po prostu ochotę, aby ta kobieta tu była,oddychała, czuć ją, słuchać jej, wsłuchiwać się w jej milczenie.Wmałym pokoiku noc przerodziła się w dzień, godziny upływały,zmieniały się hałasy i zapachy, a Alan, spleciony z nią, nigdy nie czułsię taki wolny i taki lekki.Rodzaj całkowitej zgody między zmysłamii rzeczami, doskonała harmonia każdej sekundy, poświęconej na pełnezachwytu odkrywanie ciała Terry, szaleństwu, z jakim rzucało sięjedno na drugie w oszalałej plątaninie, i czasowi odpoczynkupozwalającemu na ogarnięcie całej intensywności, z jaką toprzeżywali, i wyobrażeniu sobie szaleństwa, które nadejdzie.- Terry.- Tak.- Ubierz się i chodz ze mną.- Dokąd?- Na wieczór w pewnej posiadłości.Tylko na godzinkę.Obiecałem.W ciągu kilku godzin Mabel, Marinę i tyle innych kobiet odesłałw otchłań zapomnienia.Przed nią nie było żadnej.Bał się przyznać,że po niej albo bez niej też nie będzie żadnej, tylko zimna pustka,przestrzeń bez życia.Skupienie, z jakim stała się jego, cała, wyłączna,bez żadnej fałszywej nuty, jakiej nawet nie mógł sobie wymarzyć,było doznaniem tak silnym, że aż go to przestraszyło.W niekończącym się locie po złotej spirali usianej mieniącymi sięświetlistymi punktami orientacyjnymi, była ratunkiem w cudownejkatastrofie wyrzucającej ich poza nich samych, boją dla ich szerokootwartych oczu utkwionych w sobie.- Jest mi dobrze, Alan.- Która godzina?- Nie wiem.- - Muszę tam wskoczyć, zanim wyjdzie ostatnigość.Chodz!- Nie, poczekam tu na ciebie.Nie chcę nawet patrzeć, jak inni cisię przyglądają.- A ja mam ochotę, aby cię oglądano.Chcę cię pokazać.Wrócimy bardzo szybko.Nadia Fischler jest zawodowym graczem.Wspaniale się zachowała wobec mnie.Dałem jej słowo.Spotkasz tamwariatów.Będą poprzebierani za ptaki.Nie oceniaj ich, oni nie mająszczęścia znać ciebie.Co chcesz, aby robili innego?Odgadywał w ciemności jej uśmiech i nalegał dalej.- Gatunek, którego nie znasz, śmietanka Lazurowego Wybrzeża.Spotkałem nawet takich, którzy nie byli całkiem zepsuci.Koniuszkami palców obrysowywała kontur jego ust.- Będę naciebie czekać, Alan.- Przysięgam ci, że się ubawisz! Nie masz zielonego pojęcia, coto jest? - Idz.Idz szybko.Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz.- Masz do mnie żal?- Chciałabym, aby dziś wszyscy byli szczęśliwi.- Przysięgasz, że nie ruszysz się stąd?- A dokąd miałabym pójść?- Nawet nie wstaniesz z łóżka?- Nawet nie mogłabym!Wstał, popatrzył na noc przez szpary w okiennicach i miał ochotęzwierzyć się jej ze swych projektów.Nie chciał się z nią rozstawać.Nigdy.Powie jej po powrocie.Wobec wieczności, cóż znaczyła jednagodzina więcej, jedna mniej?Wchodziło się przez przepastny, dębowy, szeroko otwarty portal.Czterech strażników ograniczało się do uważnego przyjrzenia sięzaproszeniom, których kierowcy zatrzymywali na chwilę samochody.Gęsto rozmieszczone żywiczne pochodnie wytyczały alejęprowadzącą do głównego domu, który można było dostrzec dopieropo pięciuset metrach przebytych między szklarniami, kępami kwiatówi egzotycznymi drzewami, które rozsiewały w noc swe odurzającezapachy.Uzbrojeni w pochodnie służący kierowali przybywającychku miejscom, gdzie samochody mogły jeszcze zaparkować.Wszędziew alejach tonących w mroku tajemnie lśniły chromy karoserii.Hadad wysiadł ze swego cadillaca.- Proszę pozostać blisko schodów, nie będę tu długo - rzuciłswemu kierowcy.Otoczyła go muzyka dziesięciu orkiestr pochodząca z różnychmiejsc i odległości, hałas rozmaitych głosów, śmiechy z wysoka.Przed nim przeszedł dwumetrowy indyk, a za nim bażancica, i Hadadpomyślał, że goście Nadii Fischler bawią się dobrze za jej pieniądze.Trzy hostessy złapały go za ramię, by zaciągnąć do halluwejściowego, przekształconego w garderobę.- Jakim ptakiem chce pan być?- Sokołem - odezwał się głos.Hadad odwrócił się i dostrzegł zadziwiającego rajskiego ptaka,przyozdobionego tysiącem połyskujących piór: Nadia! Ujął rękę,którą podała mu z wahaniem, ucałował szarmancko.- Gratuluję pani fantastycznego stylu, w jakim zarządza panimoimi kapitałami. - To nie są już pańskie kapitały - powiedziała chłodno Nadia -tylko moje.- Na jak długo, droga Nadiu?- Na tak długo, dokąd będę miała naprzeciw siebie konkurentówktórym wysiadają nerwy.- Czy nienawidzi mnie pani aż tak bardzo, gdyż pani jest%7łydówką, a ja Arabem?Doświadczone ręce przypinały do jego czaszki głowę sokoła.- To by panu pochlebiało - odrzuciła Nadia ze wspaniałymuśmiechem.- Chodzi po prostu o zwykłe odczucia: nie lubię pana.Hadad oddał jej uśmiech.- Nienawidzę tych, którzy mnie lubią.Nie umiem przyjmować.Lubię brać.- Proszę więc wziąć kieliszek.- Jeżeli tylko mi go pani nie da, to z przyjemnością.Przestąpiłprzez próg idąc tuż za nią i zagłębił się w barokowy światzwariowanej ptaszarni, w zgiełk paplaniny, nawoływania, krzyków.Na jego widok potężna blondynka przebrana za synogarlicę, udawała,że ucieka z pełnym przerażenia gdakaniem:- O nieba, sokół!Była druga nad ranem.Już wszyscy byli pijani.Czaple zkieliszkami w ręku tańczyły z rozczochranymi kurami - nioskami rasyLeghorn; sęp całował w usta bażancicę, pelikan otoczony kurczątkamirasy brama putra opowiadał pieprzną historię, papuga leżała nakanapie w owłosionych ramionach kakadu, kuropatwa goniła ryczącze śmiechu czarnego łabędzia.- Jestem twoją Ledą! Nie odchodz!Dziesiątki kelnerów o głowach wróbli przewijało się wśródzaproszonych.Otrzymali polecenie, aby podawać napoje tak, by niktnie musiał chodzić do bufetów zajmujących przepastny salon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexCremer Andrea Cień nocy 02 Blask nocy(1)
Cremer Andrea Cień Nocy 02 Blask Nocy
Christina Dodd [Fortune Hunte Danger in Red Dress (v5.0) (epu
Cornick Nicola Niewinna skandalistka Damy z Fortune's Folly 02
Cornick Nicola Damy z Fortune's Folly 02 Niewinna skandalistka
Feehan Christine Mrok 03 Mroczny blask
Łukasz Henel Szkarłatny blask
Vachon Marc Buntownicy bez granic(1)
Cindi Madsen [Hope Springs 01 Second Chance Ranch (epub)
Cindy Woodsmall Gdy nadchodzi swit