[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wykorzystywałem wszystkie techniki, które widziałem na wielu filmach, a Rita radośnie nato reagowała.Lubię rutynę, a tę nową doprowadziłem do punktu, w którym sam prawie zacząłem wnią wierzyć.Była tak nu\ąca, \e uło\yłem moje prawdziwe ja do snu.Z oddali, z tylnegosiedzenia, z najodleglejszego, ciemnego zakątka Dexterlandii słyszałem nawet, jak MrocznyPasa\er zaczął cichutko pochrapywać, co wydawało mi się trochę straszne i sprawiło, \e poraz pierwszy poczułem się trochę samotny.Ale trzymałem kurs i zabawiałem się wizytami uRity, \eby dowiedzieć się, jak długo mogę to ciągnąć, będąc świadom, \e Doakes patrzy i -miejmy nadzieję - zaczyna się trochę dziwić.Przynosiłem kwiaty, słodycze i pizzę. Całowałem Rite coraz cudaczniej w oprawie otwartych drzwi, \eby Doakes miał mo\liwienajlepszy widok.Wiem, \e to widowisko mogło wydawać się śmieszne, ale było jedynąbronią, jaką dysponowałem.Doakes całymi dniami przebywał ze mną.Pojawiał się w nieprzewidywalnychmomentach, co sprawiało, \e wydawał się jeszcze grozniejszy.Nigdy nie wiedziałem, kiedyani gdzie się uka\e, tote\ miałem wra\enie, jakby ciągle był obecny.Kiedy szedłem dospo\ywczego, Doakes czekał przy brokułach.Kiedy jechałem na rowerze przy Old CutlerRoad, gdzieś po drodze widywałem rdzawoczerwonego taurusa zaparkowanego podfigowcem.Mógł minąć dzień, kiedy nie widziałem Doakesa, ale wyczuwałem, \e gdzieś tamjest, krą\y w powietrzu i czeka, a ja nie śmiałem marzyć, \e zrezygnował; skoro go niespotkałem, to albo dobrze się schował, albo czekał, \eby po raz kolejny znienacka pojawić sięprzede mną.Musiałem zostać Dexterem Dziennym na pełny etat, jak aktor uwięziony w filmie,który wie, \e obok istnieje prawdziwy świat, tu\ za ekranem, ale dla niego jest nieosiągalnyjak księ\yc.I jak księ\yc pociągała mnie myśl o Reikerze.Myśl o nim, człapiącym przezspokojne \ycie w tych absurdalnych, czerwonych butach, była niemal nie do wytrzymania.Wiedziałem, oczywiście, \e nawet Doakes nie mo\e bez końca za mną chodzić.Wkońcu dostawał od ludu Miami przyzwoitą pensję za swoje zajęcia i od czasu do czasu musiałje wykonywać.Ale Doakes rozumiał tę wznoszącą się wewnętrzną falę, która waliła we mnie,i wiedział, \e jeśli przez dłu\szy czas nie popuści, maska ze mnie opadnie, musi opaść, kiedychłodne szepty z tylnego siedzenia staną się coraz bardziej natarczywe.I tak oto balansowaliśmy na ostrzu no\a, niestety tylko metaforycznego.Wcześniejczy pózniej będę musiał stać się mną.Ale a\ do tej chwili nie przestanę spotykać się często zRitą.Nie dorastała do pięt mojemu staremu ogniowi, Mrocznemu Pasa\erowi, alejapotrzebowałem tajnej to\samości.Do czasu więc, kiedy umknę Doakesowi, Rita stanie sięmoją peleryną, czerwonymi rajtuzami i pasem z gad\etami - prawie całym przebraniem.Doskonale: będę siadywał na kanapie z puszką piwa w ręku, oglądał Walkę oprzetrwanie i myślał o interesujących wariantach gry, które nigdy nie wejdą na antenę.Wystarczy po prostu dodać Dextera do rozbitków i zinterpretować tytuł troszkę bardziejdosłownie.Nie wszystko było ponure, bezbarwne i \ałosne.Kilka razy w tygodniu grałem wkopanie puszki z Codym i Astor, i mieszaniną stworzeń z sąsiedztwa, co prowadzi nas dopunktu, w którym wszystko rozpoczęliśmy: do Dextera bez Masztu, niezdolnego do \eglugipo wodach jego normalnego \ycia, zakotwiczonego w stadzie dzieciaków i puszce po ravioli. A wieczorami, kiedy padało, zostawaliśmy w środku, przy stole, a Rita krzątała się, piorąc,zmywając i na inne sposoby doskonaląc domowe szczęście.Niewiele jest gier pokojowych, w które mo\na grać z małymi dziećmi o takzniszczonej psychice jak Cody i Astor; większość gier planszowych nie interesowała ich alboich nie rozumiały, a zbyt wiele gier karcianych wymagało niefrasobliwej prostoduszności,której nawet ja nie potrafiłbym przekonująco udawać.Ale w końcu wybraliśmy szubieniczkę.Była edukacyjna, twórcza i trochę zabójcza, co wszystkich uczyniło szczęśliwymi, nawetRite.Jeśli zapytalibyście mnie w okresie predoakesowym, czy \ycie z szubieniczką ipiwem, jasnym millerem, to mój kawałek chleba, musiałbym wyznać, \e Dexter Razowy jestcokolwiek ciemniejszy.Ale z upływem dni coraz głębiej wchodziłem w rzeczywistośćmojego przebrania.Musiałem zapytać sam siebie: czy \ycie pana Podmiejskiego Domownikanie podoba mi się aby zanadto?Niemniej miło było patrzeć, jak Cody i Astor rzucali się z drapie\nym zapałem na cośtak niewinnego jak szubieniczka.Ich entuzjazm do wieszania figurynek z kresek sprawiał, \eczułem się nieco lepiej, jakbyśmy nale\eli do tego samego gatunku.Kiedy radośniemordowali anonimowych wisielców, czułem z nimi pewne pokrewieństwo.Astor szybko nauczyła się rysować szubienicę i linijki na litery.Miała du\e zdolnościwerbalne.- Siedem liter - mówiła, potem przygryzała górną wargę i dodawała: - Czekaj.Sześć.-Kiedy Cody i ja myliliśmy się, podskakiwała i krzyczała: - Ramię! Ha!Cody patrzył bez wyrazu na nią, potem na gryzmołowatą figurkę zwisającą zestryczka.Kiedy przychodziła jego kolej i myliliśmy się, mówił cichutko: Noga - i patrzył nanas z taką miną, która mogłaby oznaczać triumf u kogoś, kto okazywał emocje.A kiedy liniakresek pod szubienicą wreszcie wypełniała się przeliterowanym słowem, oboje z satysfakcjąpatrzyli na dyndającego człowieczka, a raz czy dwa Cody powiedział nawet: Nie \yje - zanimAstor podskoczyła i powiedziała: Jeszcze raz, Dexter.Moja kolej!Idylla.Nasza doskonała rodzinka z Ritą, dziećmi i Potworem liczyła czworoczłonków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    lude("s/6.php") ?>